Komisja zatrudnia tylko niewielką część tłumaczy na podstawie normalnej umowy o pracę tak jak innych urzędników. Zdecydowana większość to tzw. wolni strzelcy, którzy są wykorzystywani, gdy jest taka potrzeba.

Powołanie nowej Komisji Europejskiej spowodowało, że spotkań i co za tym idzie pracy dla tłumaczy freelancerów w pierwszych miesiącach tego roku było mniej niż zwykle. Dodatkowo w marcu wybuchła pandemia koronawirusa i w zasadzie ustała wszelka działalność w instytucjach.

Tłumacze wolni strzelcy, którzy byli zachęcani przez Komisję do podnoszenia swoich kwalifikacji, uczenia się kolejnych języków i przenoszenia się do Belgii, zostali praktycznie na lodzie w tym kryzysie. Nie dostają bowiem tzw. postojowego ani od instancji unijnych, ani od belgijskiego państwa.

"Komisja Europejska, która na sztandarach ma walkę z umowami śmieciowymi, nie zauważyła, że sama zatrudnia większość tłumaczy na śmieciówkach" - mówi PAP, prosząc o zachodnie anonimowości jeden z polskich tłumaczy, który pracuje dla instytucji od 2004 r.

Reklama

Czarę goryczy dla tłumaczy freelancerów przelało anulowanie im tzw. kontraktów długoterminowych, które są formą promesy zatrudnienia na kilka miesięcy do przodu. Wraz ze zleceniami krótkoterminowymi i średnioterminowymi mimo "śmieciowej" formy zatrudnienia pozwalały one na stabilność finansową.

W ostatnich tygodniach Dyrekcja Generalna ds. Tłumaczeń Ustnych Komisji Europejskiej i jej odpowiednik w Parlamencie Europejskim podjęły jednak decyzję o konsekwentnym odwoływaniu wszystkich dziennych kontraktów z 60-dniowym terminem wypowiedzenia. Dają do tego prawo zapisy w umowach dotyczące nadzwyczajnych okoliczności. W konsekwencji niektórzy tłumacze zostali bez środków na utrzymanie.

"Komisja z jednej strony wiele mówi o solidarności wobec kryzysu, ale z drugiej strony nic dla nas nie robi" - żali się rozmówca PAP. Problemem tej grupy zawodowej zainteresowali się politycy.

Europosłanki PiS Elżbieta Rafalska i Beata Szydło skierowały w środę do Komisji Europejskiej interpelację w tej sprawie. Jak zaznaczyły, choć Unia Europejska koncentruje się na walce ze społeczno-gospodarczymi skutkami pandemii koronawirusa, a instytucje pilnie opracowują instrumenty, mające na celu pomoc osobom dotkniętym bezrobociem oraz ubóstwem, to wysoko wykwalifikowani specjaliści - tłumacze ustni będący tzw. wolnymi strzelcami - pozostają bez realnej pomocy.

"Instytucje europejskie, pomimo licznych skarg i interwencji dotyczących braku tłumaczenia podczas oficjalnych spotkań, w dalszym ciągu anulują tłumaczom kontrakty długoterminowe - często ich jedyne źródło utrzymania" - wskazały Rafalska i Szydło.

Komisja i PE zaoferowały tłumaczom tzw. odroczone kontrakty w wys. około 1300 euro na poczet przyszłych konferencji. Tłumacze dostaliby pieniądze teraz i musieliby to odpracować w kolejnych miesiącach. Propozycja została przyjęta jednak z oburzeniem, bo nie rozwiązuje problemu braku wsparcia, a jest de facto pożyczką. Biorąc pod uwagę wysokie koszty życia w Belgii, dość skromną pożyczką. "Oferta jest całkowicie sprzeczna z zasadą solidarności, a zastosowana procedura to kpina z dialogu społecznego" - piszą tłumacze na swojej stronie internetowej.

Związkowcy postulują, by wprowadzić takie samo wsparcie, na jakie mogą liczyć miliony samozatrudnionych Europejczyków, czyli środki, które pozwolą wspomóc pracowników w trudnej sytuacji do czasu, gdy pandemia koronawirusa się skończy.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)