W Dijon do gwałtownych starć pomiędzy gangami czeczeńskimi a lokalnymi grupami dochodzi od 10 czerwca. Od piątku trwają zamieszki na ulicach miasta, plądrowane są sklepy i płoną samochody.

W nocy z niedzieli na poniedziałek grupa 200 Czeczenów zaatakowała lokalne gangi maczetami i kijami bejsbolowymi, doszło również do strzelaniny. Rannych zostało sześć osób – informuje prokurator Dijon Eric Mathais, cytowany przez francuskie media.

W mediach społecznościowych opublikowano nagranie, na którym widać samochód należący do członków gangu, który wjechał w tłum osób, a następnie dachował.

Mer Dijon Francois Rebsamen zaapelował w poniedziałek do ministra spraw wewnętrznych Francji Christophe’a Castanera o przysłanie policyjnych posiłków do miasta.

Reklama

Do napięć dochodzi od czasu napadu na 16-letniego chłopca ze społeczności czeczeńskiej. Wydarzenie to doprowadziło do porachunków między członkami wspólnoty czeczeńskiej a lokalnymi gangami.

Do gwałtownych napięć doszło już w nocy z piątku na sobotę. Tego wieczoru grupa zamaskowanych osób, uzbrojonych w żelazne pręty, młoty i kije bejsbolowe, na Placu Republiki w centrum miasta sprowokowała bójki. „Byliśmy setkami z całej Francji, ale także z Belgii i Niemiec” – mówi Czeczen, który brał udział w bójkach, cytowany przez lokalny dziennik „Le Bien Public”. Według niego akcja miała na celu pomszczenie 16-latka, który miał zostać zaatakowany przez handlarzy narkotyków.

„Nigdy nie zamierzaliśmy splądrować miasta ani zaatakować ludności” - zapewnił Czeczen.

"Posiłki policji przybędą do Dijon w poniedziałek wieczorem, aby uspokoić zamieszki” – poinformował Rebsamen po rozmowie z Castanerem. Mer ubolewa nad niewystarczająca liczbą policjantów w Dijon; funkcjonariusze „zostali przydzieleni do Paryża, aby zabezpieczyć demonstracje, a my jesteśmy zapomniani” – powiedział Rebsamen stacji BFM TV w poniedziałek.

Zamieszki z udziałem członków społeczności czeczeńskiej wybuchły również w Nicei.

Z Paryża Katarzyna Stańko (PAP)