Pogłębiający się dramatycznie kryzys gospodarczy na Węgrzech i spadek popularności skłoniły w sobotę Gyurcsanya do zaproponowania swojej dymisji. Jeszcze trzy tygodnie temu szef węgierskiego rządu próbował ratować twarz, forsując na antykryzysowym, nadzwyczajnym szczycie UE w Brukseli plan ratunkowy dla Europy Środkowowschodniej w wysokości 160-190 mld euro. Propozycja została jednogłośnie odrzucona: przez UE jako całość i poszczególne kraje, w tym Polskę.

"Myślę, że Unia Europejska jest w tej sprawie niewinna, choć wiem, że niektórzy polscy politycy obdzielali się już tymi nieistniejącymi, wirtualnymi pieniędzmi" - powiedział Sikorski dziennikarzom w kuluarach spotkania świata polityki, dyplomacji i biznesu "Brussels Forum". "Ja też mogę zaproponować 500 mld, tylko że z tego niewiele wyniknie - dodał. - Można rzucać sumami i się licytować, ale tego typu propozycje, żeby były poważne, muszą być przygotowane".

Zdaniem komentatorów, Guyrcsany od początku zdawał sobie sprawę, że jego "plan ratunkowy" jest nierealny; jego kategoryczne odrzucenie stało się natomiast okazją do przerzucenia - na krajowe potrzeby - części odpowiedzialności za fatalną sytuację gospodarczą Węgier na UE.

Sikorski wskazał, że to Międzynarodowy Fundusz Walutowy "jest instytucją, która ma najwięcej doświadczenia w pomaganiu krajom, które znalazły się w czasowych kłopotach". Na czwartkowo-piątkowym szczycie UE w Brukseli szefowie państw i rządów postanowili zasilić środki pomocowe MFW kwotą 75 mld euro - jako unijny wkład w podwojenie tych funduszy do 500 mld dolarów.

Reklama

W listopadzie 2008 roku Węgry dostały już antykryzysowe wsparcie od MFW w wysokości 12,5 mld euro. W zatwierdzonym wówczas 20- miliardowym pakiecie pomocowym było też wsparcie UE (6,5 mld euro) i Banku Światowego (1 mld euro).