Cypryjczyk Demetris Efstathiou pracował w funduszu hedgingowym w Londynie przez blisko 20 lat. I nie zamierza zostawać tam ani chwili dłużej. Powodem jest ogłoszony przez ministra skarbu Wielkiej Brytanii Alistaira Darlinga plan podwyższenia podatków dla najlepiej zarabiających.

„Nie widzę już powodu, aby tu dłużej zostawać.” – mówi Efstathiou, który przeprowadził się do Londynu w 1990 roku. „Kroplą, która przepełniła kielich jest ta podwyżka podatków. Ten rząd nie interesuje się już City.”.

Niedawna propozycja premiera Wielkiej Brytanii Gordona Browna, aby podnieść stopę podatkową dla zarabiających powyżej 150 tysięcy funtów rocznie z 40 do 50 procent wywołała wielkie wzburzenie w Londynie.

Nagłówki stołecznych gazet zaroiły się od oskarżeń o wprowadzanie do debaty publicznej elementów „walki klas”. W komiksie na pierwszej stronie gazety Daily Telegraph, Brown został nawet przedstawiony jako Włodzimierz Lenin.

Kieszeń bankiera o 20 tysięcy funtów lżejsza

Reklama

Nowe stawki podatkowe spowodują, że bankier zarabiający 350 tysięcy funtów rocznie wpłaci do kasy państwowej o ponad 20 tysięcy funtów więcej niż do tej pory. A ta kalkulacja i tak nie uwzględnia innych wprowadzonych przez rząd Browna niekorzystnych dla najlepiej zarabiających zmian w prawie podatkowym i ubezpieczeniach społecznych.

„Przekaz: opodatkujmy dodatkowo bogatych, jest bardzo populistyczny.” – mówi 45-letni Philippe Houchois, pracujący jako analityk w londyńskim oddziale szwajcarskiego banku UBS. Jego zdaniem, państwo dokonując takich posunięć wzmaga gniew „wobec banków, wobec całego sektora finansowego”.

Wielka Brytania już nie tak atrakcyjna dla bogatych

Jak wynika z danych zebranych przez firmę doradczą Ernst & Young, proponowana przez rząd Gordona Browna podwyżka podatków spowodowałaby utratę przez Wielką Brytanię dużej części dotychczasowej przewagi konkurencyjnej nad innymi krajami. W rankingu Ernst & Young, szeregującym kraje OECD według wysokości podatków, Wielka Brytania skoczyłaby z 19. na 7. miejsce.

Podniesienie najwyższej stopy podatkowej z 40 do 50 procent to jednak i tak nic w porównaniu z podatkami, jakie płacili najbogatsi Brytyjczycy w latach 70. Pod rządami ówczesnego labourzystowskiego premiera Jamesa Callaghana najwyższa stawka podatkowa wynosiła 83 procent.

Dopiero dojście do władzy Margaret Thatcher w 1979 r. spowodowało, ze podatki w Wielkiej Brytanii zaczęły spadać. Tego trendu nie odwróciło nawet ponowne przejęcie władzy przez Partię Pracy pod wodzą Tony’ego Blaira w latach 90.

Nie wszyscy bankierzy są przeciwni większym obciążeniom

Prawdopodobnie właśnie pamięć o gigantycznych podatkach obowiązujących na Wyspach jeszcze 30 lat temu – obok świadomości ciężkiej sytuacji gospodarczej Wielkiej Brytanii – powoduje, że nie wszyscy finansiści są przeciwni obecnym podwyżkom.

„Podatki rzeczywiście powinny wzrosnąć. Ludzie powyżej tego progu dochodów rzeczywiście powinni je płacić.” – mówi Bill Blain, broker z londyńskiej firmy inwestycyjnej KNG Securities.

Wzrost podatków (wątpliwym) lekarstwem dla budżetu

Propozycja Gordona Browna ma pozwolić chociaż w niewielkim stopniu załatać gigantyczną dziurę ziejącą w budżecie Wielkiej Brytanii na następny rok. Deficyt budżetowy ma według rządowych planów wynieść 12,4 procent PKB, czyli najwięcej od II wojny światowej.

Wpływy z podwyżki podatków to jednak tylko kropla w morzu potrzeb. Brytyjskie ministerstwo finansów szacuje, że wpływy podatkowe z tytułu podwyżki przyniosą budżetowi 2,2 miliarda funtów, podczas gdy całkowite potrzeby pożyczkowe rządu znajdują się na poziomie 173 miliardów funtów.

Nawet tradycyjnie przychylna Partii Pracy gazeta Guardian zauważyła, że wzrost opodatkowania najbogatszych nie przyczyni się w dużym stopniu do poprawy sytuacji w brytyjskich finansach publicznych.

„To nie baronowie funduszy private-equity zapłacą za tę recesję, ale ci wszyscy, którzy korzystają ze szkół, szpitali i innych usług publicznych.” – napisał Guardian w jednym z artykułów.

Londyn straci najlepsze finansowe mózgi?

Dla nikogo nie ulega jednak wątpliwości, że podwyżka podatków spowoduje odpływ specjalistów z branży finansowej z londyńskiego City.

„W przypadku perspektywy utraty połowy górnej części swoich zarobków przedsiębiorcy, pracownicy zagraniczni i wszyscy, którzy mogą wybrać miejsce swojej pracy, prawdopodobnie pomyślą dwa razy zanim uczynią Wielką Brytanię swoją bazą.” – mówi Carolyn Steppler, partner w firmie doradczej KPMG.

Bankierzy nie mogą nawet liczyć na to, że podwyżka zostanie cofnięta po przyszłorocznych wyborach. Lider szykujących się do przejęcia władzy konserwatystów David Cameron powiedział, że zniesienie 50-procentowej stopy podatkowej nie jest dla niego priorytetem.

„Ludzie zastanawiają się nad dalszym prowadzeniem działalności w Londynie.” – mówi Steven Bell, główny ekonomista funduszu hedgingowego GLC Ltd. Jego zdaniem liczba opuszczających Wielką Brytanię „będzie znacząca”.

Nie tak łatwo znaleźć cel ucieczki

Uciekającym bankierom może być jednak coraz trudniej znaleźć kraj o względnie niskich podatkach, bo wszędzie na świecie trwa festiwal podnoszenia stóp podatkowych dla najbogatszych. Prezydent USA Barack Obama zapowiedział już, że będzie chciał, aby dwie najwyższe stopy podatkowe wzrosły z 33 i 35 procent do odpowiednio – 36 i 39,6 procent.

„Są jeszcze inne atrakcyjne kraje.” – zauważa wspomniany na początku Cypryjczyk Efstathiou. „Mogę wyjechać do Szwajcarii albo na Cypr. Mogę nawet pojechać do Azji. Pozostanie w Wielkiej Brytanii będzie oznaczać, że będę zmuszony oddawać rządowi więcej niż będę mógł zatrzymać dla siebie.”.

Londyński finansista po przenosinach do szwajcarskiego Zurichu zapłaciłby aż o 40 tysięcy funtów podatków mniej niż po planowanej podwyżce podatków w Wielkiej Brytanii. Warto przy tym zauważyć, że obowiązujące w Szwajcarii przepisy podatkowe pozwalają osiedlającym się tam cudzoziemcom indywidualnie negocjować wysokość płaconych podatków.

ikona lupy />
Coraz mniej chętnych na super samochody / Bloomberg