Podpisując umowę ubezpieczenia, podejmujemy decyzję co do funduszy, w jakich lokowana ma być składka. Towarzystwa ubezpieczeń na życie, podobnie jak towarzystwa funduszy inwestycyjnych, oferują wiele funduszy pogrupowanych według stopnia ryzyka. I tak fundusze bezpieczne lokują środki głównie w obligacje i bony skarbowe, obligacje korporacyjne (w tzw. bezpieczne instrumenty rynku finansowego). Efekt jest taki, że gwarantują one stały i bezpieczny wzrost wartości jednostek uczestnictwa. Ale nie należy w tym przypadku spodziewać się wystrzałowych zysków, np. dwucyfrowych. Zgromadzone środki będą pomnażane raczej na poziomie tylko nieco wyższym, niż daje lokata bankowa czy osobiste lokowanie nadwyżek w obligacje Skarbu Państwa.
Gromadząc oszczędności, mamy zazwyczaj na względzie osiągnięcie dwóch celów: zgromadzenie rezerw na poważniejsze wydatki, które trzeba będzie ponieść (np. zakup samochodu, nowego sprzętu domowego, poprawę warunków mieszkaniowych), a także stworzenie zapasów na późniejszy okres życia, gdy nasze dochody nie będą już duże. Wiadomo, jak kiepskie są emerytury w Polsce oraz że przynajmniej w ciągu kilkunastu najbliższych lat nic na lepsze się tu nie poprawi. Gdy więc skończymy aktywność zawodową, trzeba będzie sięgnąć do rezerw, by nasz poziom życia gwałtownie nie spadł. Oba te cele można osiągnąć albo korzystając z ubezpieczeń, albo inwestując na własną rękę oszczędności (np. w jednostki funduszy inwestycyjnych). W powszechnym mniemaniu polisy są metodą kosztowniejszą niż fundusze inwestycyjne, ponieważ towarzystwo ubezpieczeniowe pobiera znaczną część składki na tzw. obsługę ryzyka i tylko pewien odsetek wpłacanych pieniędzy pracuje. Opinię taką pogłębił kryzys w ubezpieczeniach na życie, a teraz ogólny kryzys na rynkach finansowych.