I gdyby nie ostatnie miesiące wielkiej zawieruchy w światowej gospodarce, bilans tych pięciu lat byłby jednoznacznie korzystny. Niestety, ten kryzys pokazał dobitnie, że aby na trwałe wyrwać się z peryferii, nie wystarczy zjednoczenie polityczne i prawne, nawet jeśli sięga 70 proc. wspólnego, unijnego ustawodawstwa. Kolejnym krokiem powinno być przyjęcie wspólnej waluty i wstąpienie do elitarnego grona krajów, które tak naprawdę wyznaczają politykę Unii.
Jestem zdania, że moglibyśmy przyjąć euro nawet od jutra. Powinniśmy zdecydowanie do tego dążyć. Niezależnie od uwarunkowań ekonomicznych krok taki ma swoje bardzo poważne konsekwencje polityczne. Warto go wykonać chociażby po to, aby wielcy tego świata przestali wreszcie uparcie wrzucać Polskę do worka Europa Wschodnia, z krajami w dużo gorszej sytuacji gospodarczej. Ostatnie miesiące dobitnie pokazują, że to, co nas wyróżnia, to zrównoważenie gospodarki i jej stabilność, tym bardziej widoczne na tle sąsiadów.
To, że dziś, po 20 latach transformacji, po pięciu latach w Unii, Polska jest w pierwszej szóstce europejskich krajów, podczas gdy zaczynaliśmy z pozycji bankruta – to jest po prostu fantastyczne. Ale nie możemy spocząć na laurach. Nie widzę dziś żadnych argumentów, które świadczyłyby przeciwko przyjęciu Polski do strefy euro. Szczególnie w czasie globalnego kryzysu. Moim zdaniem większość przyjętych wcześniej ograniczeń i kryteriów biurokratycznych powinno się obecnie odłożyć na półkę, bo jeśli chcielibyśmy się do nich zastosować, rozszerzenie strefy euro należałoby opóźnić o co najmniej pięć lat albo może i więcej. Nie chcę kwestionować tych kryteriów całkowicie, ale Unia i EBC powinny być trochę bardziej realistyczne. Jesteśmy na zupełnie innym etapie, jeśli chodzi o rozwój światowej gospodarki niż w momencie, kiedy wprowadzano kryteria Maastricht. Sam mechanizm ERM2 jest czystym anachronizmem, nijak nie przystającym do światowej recesji. Państwa euro byłyby naprawdę hipokrytami, gdyby dogmatycznie traktowały kryteria dla kandydatów, samemu ich nie przestrzegając. Liczę na ich realizm.
Musimy upominać się o swoją pozycję w Europie. I to nie jest kwestia jednorazowych, widowiskowych akcji, ale raczej uporczywe, konsekwentne dążenie do celu, codzienna ciężka praca. Głęboko wierzę w to, że jeśli tę pracę solidnie wykonamy, to w ciągu kilku najbliższych lat wejdziemy do Europejskiej Ligi Mistrzów i będziemy wyznaczać kierunki rozwoju całej UE.
Reklama