Punktem wyjścia jest powrót do dramatycznych wydarzeń sprzed niecałego roku, kiedy zbankrutował wielki bank inwestycyjny Lehman Brothers. Z rynku natychmiast wyparowało zaufanie, w efekcie czego światowemu systemowi finansowemu zagroził kompletny paraliż. Zaufania nie dało się odbudować, ale udało się na jakiś przynajmniej czas kupić spokój, zalewając rynek pieniędzmi podatników.
Przerażone konsekwencjami upadku Lehman Brothers rządy głównych potęg gospodarczych zdecydowały się nie dopuścić więcej do żadnego bankructwa. Banki ratowano za wszelką cenę, nie przejmując się ani kosztami, ani spustoszeniem w gospodarczej moralności, jakie czyni dawanie tym większej pomocy, im bardziej ryzykancko i nieudolnie bank był w przeszłości zarządzany. Wykładające na stół biliony dolarów rządy wierzą, że w ten sposób ustabilizują sytuację, a na rynek powróci zaufanie. Wtedy przyjdzie czas na wycofanie się z gry, a część pieniędzy podatników może uda się odzyskać, sprzedając przejęte aktywa i akcje banków. O tym, że jest to jedyna droga wyjścia z kłopotów, przekonują obecnie radykalni keynesiści. Ich zdaniem, największym popełnionym błędem było właśnie to, że rząd nie wsparł Lehman Brothers.
Zgoda, mówi Rogoff. Bez rządowej interwencji na pewno sytuacja byłaby jeszcze gorsza. Ale to wcale nie znaczy, że rządy prowadzą dobrą politykę. To niemożliwe, że nie istniało lepsze wyjście z sytuacji, niż otwieranie nieograniczonego kredytu dla Lehman Brothers, a w ślad za tym dla dziesiątek innych zagrożonych upadłością banków. Ale jeśli z kolei przyjąć, że upadek przynajmniej jednego grzesznika był nieunikniony – trzeba było oczywiście przeprowadzić je w taki sposób, który nie doprowadziłby do rynkowej paniki i nieomal załamania całego systemu finansowego. Słowem, zdaniem Rogoffa, istotą problemu nie było to, czy ratować Lehman Brothers (a w ślad za tym Citibank, AIG, ING, rząd Islandii, Łotwy itd.), ale to, w jaki sposób interweniować. Wybrano metodę skuteczną, ale niewiarygodnie kosztowną. A co gorsza, nierozwiązującą problemów, które doprowadziły do obecnego kryzysu i które za jakiś czas mogą doprowadzić do następnego.
Trzeba przyznać że my, w Polsce, jak dotąd mamy w tym całym zamieszaniu szczęście. Żaden polski bank nie znalazł się na skraju załamania, żadnemu nie trzeba było pomagać z pieniędzy podatników. Ale to nie zwalnia nas od odpowiedzialności, aby dobrze przerobić straszliwą lekcję, którą otrzymał świat. Wiara w omnipotencję rządu, który wszystko załatwi pieniędzmi podatników, jest szkodliwą iluzją. Waszyngton dlatego postępuje dziś tak, jak postępuje, bo innego wyjścia po prostu nie widzi. Ale na dłuższą metę nadmierny wzrost długu publicznego nie będzie rozwiązaniem, lecz problemem.
Reklama