Konsekwentnie trzymając się swego zdania stwierdził ostatnio, że najgorsze jeszcze przed nami, indeks Dow Jones spadnie o 90%, a cena złota dojdzie do 5000 dolarów. Za uncję. Z pewnością przejdzie do historii bardziej jako autor tej prognozy, niż poprzedniej. Z jednej strony chciałoby się zażartować, że nawet zepsuty zegar od czasu do czasu wskazuje właściwą godzinę, ale z drugiej, doświadczenie uczy, że nie ma rzeczy niemożliwych. Niejedna prognoza, wyglądająca na absurdalną, już się sprawdziła. Jedna z nich była autorstwa Schiffa. Niedowiarkom można przypomnieć lata 70. ubiegłego wieku. W ciągu tamtej dekady notowania złota wzrosły z około 35 do około 900 dolarów za uncję (w tym czasie „waga” uncji nie uległa zmianie ani „denominacji”, a „zawartość złota w złocie” pozostała taka sama). Czy ktoś w styczniu 1970 r. uwierzyłby w prognozę, mówiącą, że cena złota wzrośnie prawie 30-krotnie? Na razie cena złota z rekordowego poziomu 1024 dolarów za uncję z 17 września „zjechała” do 992 dolarów w miniony czwartek wieczorem dowodząc, że emocje nie są najlepszym doradcą.

Niemniej „interesująco” przedstawiała się sytuacja na rynku ropy naftowej. Tu także 17 września mieliśmy do czynienia z lokalnym co prawda, a nie historycznym, ale także rekordem na poziomie 72 dolarów za baryłkę. W czwartek wieczorem można ją było kupić płacąc już tylko 64,5 dolara, czyli o ponad 10% taniej. I w przypadku tego „czarnego złota” także pojawiły się bardzo interesujące prognozy. I wyglądające dziś niemal równie nieprawdopodobnie jak te, których autorem jest Schiff. Według cytowanego przez Polską Agencję Prasową Stephena Schorka, szefa firmy analitycznej Schork Group, jeszcze w tym roku cena ropy spadnie do 30 dolarów za baryłkę. Już za kilkanaście tygodni okaże się, czy będziemy mieli nowego „naftowego guru”. Na razie wszystko idzie „po jego myśli”. W czwartek notowania ropy były na poziomie najniższym od połowy lipca. Jak się wydaje, tylko częściowo można to zawdzięczać informacjom o wzroście zapasów surowca w Stanach zjednoczonych o 14% w porównaniu do ubiegłego roku. Tylko nieznacznie mniejszy, niż ropy naftowej, wynoszący około 8,5%, spadek cen mogliśmy obserwować w ostatnich dniach w przypadku kontraktów terminowych na miedź.

Te dynamiczne spadki na rynku surowców (i silne wahania ich notowań) miały miejsce w środę i czwartek i „zbiegły się” z równie dynamicznym umocnieniem się (i silnymi wahaniami) amerykańskiej waluty wobec euro. W czwartek cena ropy gatunku Brent spadła o 4,7%, a Crude o 3,25%. W środę Brent staniała o 3,6%, a Crude o 4,7%. W piątek do południa sytuacja na rynkach surowcowych była już bardziej spokojna. Ceny ropy nieznacznie rosły, utrzymując się w okolicach 65 dolarów za baryłkę. Lekko drożały kontrakty na miedź. Za uncję złota trzeba było płacić 991 dolarów, niemal tyle samo, co w czwartek.

Jako ciekawostkę można potraktować fakt, że w czwartek większe niż na rynku ropy naftowej i miedzi spadki zanotowały jedynie kontrakty terminowe na kawę (spadek o 5,1%) oraz sok pomarańczowy (zniżka o 5,7%). Po zniżce cen soku można wnioskować, że lato się kończy. Ale co z tą kawą? Srebro staniało o 4,2%.

Reklama