Outsidera dziwi ta aura normalności. Finlandia to obecnie jeden z tych krajów strefy euro, które mają najgorsze wyniki gospodarcze. Eksport fińskich produktów high-tech załamuje się, a produkcja przemysłu maleje szybciej niż w pozostałych 15 krajach, które również używają euro. Jak jednak mówi Sixten Korkman z instytutu badawczego Elto, obecne załamanie to nic w porównaniu z tym z lat 90. XX wieku, kiedy to kraje skandynawskie dotknął ich własny kryzys bankowy. – Pod względem psychologicznym było wówczas dużo gorzej, bo mogliśmy winić tylko siebie.

Mocne punkty

Flegmatyczna postawa Finlandii zwraca uwagę na uderzającą cechę istniejącej prawie jedenaście lat unii walutowej – jej odporność. Nie zawsze było to oczywiste. Na początku tego roku wzmogły się spekulacje na temat rozpadu strefy euro, wywołane gwałtownym wzrostem rentowności obligacji rządowych tych krajów członkowskich, których sytuację gospodarczą uważano za najgorszą, zwłaszcza Grecji i Irlandii. Niemcy, największy kraj strefy, znalazły się wśród najbardziej dotkniętych kryzysem państw świata na skutek spadku eksportu, który pogłębiało umocnienie się euro. Wyglądało na to, że fińskim firmom wiedzie się jeszcze gorzej: ich rywale z sąsiedniej Szwecji korzystali na słabnącej koronie.
Kryzys ujawnił jednak nie tylko słabości, ale i nieoczekiwane mocne punkty. Skorzystawszy na skandynawskich doświadczeniach (przejściach?) lat 90., strefa euro zapoczątkowała ożywienie, które, jeśli się utrzyma, przyczyni się do poprawy perspektyw gospodarki światowej i określi kształt globalnej debaty o tym, jaka powinna najlepsza polityka ekonomiczna i jej struktury, żeby zapewnić długofalową stabilność i prosperity. Niedawne dane menedżerów zaopatrzenia wskazują, że wzrost w strefie euro przybiera na sile. Poczucie odzyskiwania równowagi mogłoby też – nawet jeśli ożywienie pozostanie słabe – wzmóc poczucie pewności siebie przywódców strefy euro w kontaktach z innymi liderami krajów Grupy 20.
Reklama

Powraca wzrost

– Cała ta gadanina o rozpadzie była kompletnie przesadzona i pokazuje, jak błędnie ludzie pojmują to ugrupowanie – mówi Erik Nielsen, ekonomista ds. europejskich w Goldman Sachs. – Doświadczyliśmy największego kryzysu w historii, a strefa euro wygląda silniej.
Najbardziej oczywistym pozytywnym objawem jest szybszy powrót wzrostu we Francji i w Niemczech niż w USA i Wielkiej Brytanii. W obydwu największych gospodarkach strefy euro produkt krajowy brutto (PKB) zwiększył się w II kwartale o 0,3 proc. (w ujęciu kwartalnym). Europejski Bank Centralny, strażnik wspólnego pieniądza, jest ostrożny co do siły ożywienia, które nadal wydaje się otaczać wyjątkowa niepewność. EBC nie traktuje jednak tego regionu jako części problemu „nierównowagi globalnej”, a zatem narażonego na ryzyko wynikające z konieczności długoterminowych, niszczących dostosowań: czeka to np. USA, zwłaszcza że tamtejsi wysoce zadłużeni konsumenci ograniczają zakupy.
Ta nieoczekiwana solidność strefy euro stała się nagle zaletą dla krajów, które jeszcze do niej nie należą. Podczas największego nasilenia kryzysu członkostwo w strefie euro dawało stabilność finansową. W odróżnieniu od lat 90. trudności Finlandii nie zwiększały się wskutek wstrząsów kursu walutowego. – Przed poprzednim kryzysem wiele firm pożyczało w walutach zagranicznych. Kiedy kryzys nadszedł, duża liczba firm poszła na dno z uwagi na ryzyko kursowe - mówi Erkki Liikanen, gubernator banku centralnego.

Klauzula ratunkowa

Nic więc dziwnego, że pogruchotana Islandia ma członkostwo na oku i że takie ambicje narastają w Europie Wschodniej. Trudność stanowić będzie spełnienie warunków wejścia do klubu, które mają na celu zapewnienie zbieżności inflacji i polityki fiskalnej – i których, przynajmniej według EBC, nie powinno się rozluźniać.
W samej strefie euro bardzo wyraźnie zmniejszyło się zróżnicowanie rentowności obligacji rządowych. Jednym z powodów było to, że politycy jasno stwierdzili, że nie pozwoli się na rozpad unii walutowej. Architekci unii wpisali do Traktatów Europejskich klauzulę „żadnego ratowania”, która zapobiega kolektywnej odpowiedzialności za długi zaciągnięte przez któreś z państw członkowskich. Ale w lutym to tabu naruszył Peer Steinbrueck, minister finansów Niemiec, przyznając, że w najgorszym przypadku „musielibyśmy podjąć działania”.
– Teraz istnieje pośrednia klauzula ratunkowa – mówi Sebastian Dullein, profesor ekonomii w berlińskim Uniwersytecie Nauk Stosowanych. – Wygląda na to, że kraje też mogą być za duże, żeby ogłosić niewypłacalność. Bezkompromisowi politycy będą się martwić o długofalowe skutki takiego podejścia – istnieje bowiem ryzyko, że takie zapewnienia zachęcają do nieodpowiedzialnego postępowania fiskalnego.

Nordycka lekcja

Przywódcy polityczni strefy euro wykazali nieoczekiwaną jedność. Szybko uzgodnili, żeby nie dopuszczeć do żadnego bankowego bankructwa w stylu Lehman Brothers. Wyciągnęli zresztą nauki nie tylko z bolesnych doświadczeń USA. Generalne gwarancje dla banków oraz ustanowienie specjalnych instytucji zajmujących się wątpliwymi należnościami banków to podejście, które pioniersko zastosowały kraje nordyckie prawie 20 lat temu, kiedy to deregulacja sektora finansowego i szybki rozwój rynków kredytowych również doprowadził do niemal katastroficznych problemów. – Oczywiście skala problemów była o wiele większa niż w latach 90., ale to lekcje, jakie wyciągnęliśmy z ówczesnych kryzysów, naprawdę pomogły nam znaleźć sposoby uspokojenia rynków – mówi Jyrki Katainen, minister finansów Finlandii.
Europa podjęła też próbę skoordynowanej reakcji fiskalnej na kryzys, rekomendując wprowadzenie stymulacji fiskalnej na poziomie 1,5 proc. PKB. A choć między poszczególnymi krajami były pod tym względem znaczne różnice, to – jak mówi Sixten Korkman z instytutu Elto w Helsinkach: – One przynajmniej coś zrobiły – kierunek działań był trafny, a wchodzące w grę kwoty nie bez znaczenia. – Jednocześnie EBC osiągnął podczas kryzysu dojrzałość, umacniając swoją wiarygodność jako instytucja nastawiona wprawdzie na stabilizację, ale także szczodrze zapewniająca płynność, co niemal na pewno wspomogło sektor bankowy.

Niechciana aprecjacja

Działając bardziej ostrożnie niż Rezerwa Federalna w USA, EBC wywołał jednak niepożądany efekt uboczny w postaci stałej aprecjacji euro, którego kurs (w ujęciu ważonym obrotami handlowymi) jest około 8 proc. wyższy niż dwa lata temu, przed pojawieniem się zaburzeń na rynkach finansowych. Pozycja euro mogłaby wyjaśnić, dlaczego ożywienie jest obecnie słabsze w krajach takich jak Włochy (których eksport uważa się za bardziej wrażliwy cenowo niż niemiecki), a także Finlandia.
Nad strefą euro wisi jednak wielki znak zapytania dotyczący tego, czy jest ona w stanie funkcjonować jak normalna gospodarka. Walutowa unia Europy ciągle jest bowiem dziwacznym tworem. Pod względem geograficznym jest bardzo rozległa, bo rozciąga się od Laponii na północy Finlandii do Portugalii na wybrzeżu Atlantyku i Cypr na Morzu Śródziemnym. Liczba ludności (329 mln) jest w niej większa niż w USA. Ale polityka fiskalna oraz odpowiedzialność za nadzór nad bankami i rynkami finansowymi nadal spoczywa na rządach i instytucjach szesnastu odrębnych państw.
Wygląda na to, że wraz z umacnianiem się ożywienia narastają rozbieżności. Finlandia, należąca do krajów o słabych wynikach, korzysta przynajmniej z tego, że przed nadejściem kryzysu miała dobrą sytuację fiskalną i była w stanie zwiększyć uznaniowe wydatki z budżetu. Pozycja wyjściowa Grecji i Włoch była gorsza. Hiszpania i Irlandia miały silne finanse publiczne, ale ta zaleta gwałtownie zniknęła, gdyż załamanie rynku mieszkaniowego wciągnęło obydwa kraje w sytuację, która zapewne okaże się przewlekłym załamaniem gospodarczym.

Brak koordynacji

Z punktu widzenia EBC takie rozbieżności cechują strefę euro od wprowadzenia wspólnej waluty w 1999 roku, co wzmacnia potrzebę długofalowej polityki, która umożliwiłaby poszczególnym państwom odbudowę ich konkurencyjności. Bardziej niepokojące są z pewnością oczywiste ułomności procesu podejmowania decyzji w strefie euro.
„Reakcja europejskiej polityki na kryzys była w w całości ukierunkowana na problemy krajowe i w większości nieskoordynowana” – stwierdza Erik Nielsen w najnowszym raporcie Goldman Sachs. Przekonanie polityków, że „to nie jest europejski kryzys” oznaczało, iż posunięcia stymulacyjne pojawiły się zbyt późno, a brak koordynacji między EBC i innymi europejskimi bankami centralnymi przyczynił się do „znacznych wewnątrzeuropejskich wahań kursów walut”, co osłabiło skutki ich siły uderzeniowej. Ponadto akcje rządów krajowych w celu ratowania miejscowych banków i fabryk samochodów cofnęły integrację gospodarek europejskich.
Ważnym testem na przyszłość będzie reforma unijnego nadzoru bankowego, która stanowi warunek wstępny dalszej integracji finansowej, ale jest trudna z uwagi na narodowe przeczulenia, a także fakt, że wielkie banki działają zarówno w strefie euro, jak i w w krajach poza nią. Najnowsza propozycja Komisji Europejskiej mogłaby wprawdzie wzmocnić struktury ogólnounijne, ale władza nad poszczególnymi bankami nadal byłaby rozproszona.
Nikt nie spodziewa się nagłej zmiany. – Spędziłem 14 lat w Brukseli, widziałem wzloty i upadki procesu integracji – mówi Erkki Liikanen. – Mimo to uważam, że w tych dziedzinach obecnie, w ciągu bardzo krótkiego okresu, dzieje się więcej, niż zdarzyło się od czasu, gdy wprowadziliśmy euro.

Konieczne reformy

W ostatecznym rozrachunku sukces strefy euro zleżeć będzie od tego, jakie będzie mieć wyniki gospodarcze. Potencjalnie najgorszym ujemnym skutkiem kryzysu będzie jego wpływ na długoterminowe tempo wzrostu. EBC obawia się, że kryzys doprowadził do znacznego obniżenia potencjalnego wzrostu produkcji (czyli tempa, w jakim gospodarka może się rozwijać bez wywoływania presji inflacyjnej), ponieważ ma on trwały wpływ na wielkość mocy produkcyjnych w regionie.
– Spadkowy zwrot potencjalnej stopy wzrostu jest w strefie euro bardziej prawdopodobny niż w USA. Sztywność rynków pracy oznacza, że gdy ludzie raz utracą zajęcie, to już go nie odzyskają, a więc kapitał ludzki zmaleje – mówi Jörg Kramer, główny ekonomista Commerzbanku we Frankfurcie. Odpowiedzią na to ze strony EBC będzie nasielenie wezwań do reform strukturalnych, na przykład do zliberalizowania rynków pracy. Przed kryzysem wśród ekonomistów były obawy, że członkostwo w strefie euro zniechęca do reform, bo działa jak poduszka bezpieczeństwa chroniąca rządy przed podejmowaniem niepopularnych decyzji. W Finlandii jednak uważa się, że ma to odwrotny skutek.
– Ci, których kryzys dotyka najbardziej, uważnie przeanalizują, co poszło źle, i będą próbować uniknąć powtórki – mówi Erkki Liikanen. Nasz kryzys z lat 90. miał wpływ na całe pokolenie.