To już nie te czasy sprzed kilkunastu miesięcy, kiedy dobry depozyt dawał zysk co najwyżej 3-4 procentowy. Przy wyższej inflacji i wyższych stopach procentowych klient oczekuje znacznie wyższych dochodów ze swojej lokaty. W dodatku niestabilna sytuacja na rynku kapitałowym może go odstręczać od produktów powiązanych z tym rynkiem. Czas więc na powrót do zwykłych lokat, tyle że lepiej oprocentowanych.

Wszystko zaczęło się na początku tego roku

Ruch w górę w oprocentowaniu zaczął się na początku tego roku. „Jeszcze pod koniec zeszłego roku większość lokat była oprocentowana poniżej oprocentowania kredytów hipotecznych. Tylko niektóre banki walczyły o depozyty klientów wysokim oprocentowaniem lokat (np. Toyota Bank, Eurobank, AIG Bank). Np. w lutym najwyższe oprocentowanie dla lokaty 12 miesięcznej wynosiło 6,5 proc. (lokata w wysokości 1 tys. zł) i było oferowane przez Getin Bank.

Teraz lokata sięga 8 a nawet 10 procent
Reklama

Obecnie można dostać już nawet 8 proc. na lokacie polisowej czy ponad 7 proc. na zwykłej lokacie” – mówi portalowi GazetaPrawna.pl Karol Wilczko, analityk porówywarki finansowej Comperia.pl.

W pierwszej połowie roku, według zestawienia Analiz Online, najszybszy wzrost oszczędności bankowych widoczny był w przypadku depozytów z terminem zapadalności od 12 do 24 miesięcy, których wartość zwiększyła się o 10,5 proc. To rezultat aktywności szczególnie kilku banków, które zaoferowały dla dwuletnich depozytów oprocentowanie na poziomie 8 proc. rocznie. A zdarzają się też oferty, w których w końcowym miesiącu oszczędzania bank daje premię za wytrwałość – oprocentowanie na poziomie nawet 10 proc.

Banki wykorzystywały także inne sposoby uatrakcyjniania oferty, gdy skończyły się możliwości kuszenia klienta lokatami wiązanymi np. z funduszami inwestycyjnymi. Millennium od dłuższego czasu proponuje np. aukcje lokat, na których można wylicytować oprocentowanie depozytu lepsze niż standardowe. A w poniedziałek wielka odsłona, zapowiadana już od jakiegoś czasu przez PKO BP – nowa oferta depozytowa.

Do walki włącza się największy gracz

W nadchodzących tygodniach konkurencja znów się zwiększy. Do walki o klientów weźmie się też Pekao SA. „Pracujemy nad koncepcją oferty, nie tylko depozytową. Wprowadzimy nowe warunki dla istniejących produktów i nowe linie produktowe. Efekty tych prac będą widoczne w ciągu najbliższych kilku tygodni” – mówi portalowi GazetaPrawna.pl Arkadiusz Mierzwa, rzecznik prasowy Pekao SA.

Oszczędzamy w bankach coraz więcej

Z podsumowania stanu oszczędności Polaków na koniec pierwszego półrocza, opublikowanego przez Analizy Online wynika, że przyrost depozytów i dłużnych papierów wartościowych zaczął się w naszych portfelach już w połowie ubiegłego roku. Na koniec ubiegłego roku depozyty gospodarstw domowych wynosiły już, według danych NBP, ponad 263 mld zł, na koniec lipca tego roku wzrosły do ponad 298,7 mld zł, a na koniec sierpnia – podskoczyły do ponad 302,6 mld zł. To w dużej części efekt przenoszenia na lokaty pieniędzy wycofywanych z funduszy inwestycyjnych, którym zaszkodziła bessa na giełdzie. Ale na rynku jest też sporo pieniędzy w gotówce. Analizy Online obliczały, że na koniec czerwca Polacy mieli w kieszeniach i kasach firm 82 mld zł. „To najwyższa odnotowana przez nas wartość gotówki pozostającej poza kasami banków w historii, co daje temu segmentowi udział w oszczędnościach na poziomie 12,2 proc.” – podkreślano w komentarzu.

„To głównie pieniądze osób fizycznych, ale duża część tej kwoty – nie wiemy jaka – pozostaje w kasetkach firm, u właścicieli. Oczywiście, byłoby dobrze, żeby przynajmniej część tych pieniędzy trafiła na depozyty jako nowe wkłady. Obawiam się bowiem, żeby zachęcająca oferta lokat nie skłoniła Polaków do dalszego przenoszenia pieniędzy do banków. Trzeba patrzeć na swoje decyzje z długoterminowego punktu widzenia, choćby przy uwzględnieniu możliwości, że za jakiś czas na giełdzie skończy się bessa” - mówi portalowi GazetaPrawna.pl Tomasz Publicewicz z Analiz Online.

Na razie rosnące lokaty są ważnym elementem budowania samopoczucia banków. Według wrześniowego badania Instytutu Pentor dla Związku Banków Polskich, koniunktura w bankowej branży była lepsza niż w sierpniu, mierzący ją wskaźnik Pengab wzrósł o 2,6 pkt do 39,7 pkt . Eugeniusz Śmiłowski, prezes Instytutu Pentor mówi o sezonowości tych ocen, bo generalnie tendencja wcale nie jest taka różowa. Zwraca jednak uwagę, że jednym ze składników rosnącego indeksu jest oczekiwanie dalszego wzrostu depozytów. 67 proc. placówek bankowych spodziewa się rosnących depozytów a vista (wzrost o 4 pkt przez miesiąc), zaś wzrostu depozytów terminowych spodziewa się 68 proc. placówek (wzrost o 6 pkt).

I m wyższe depozyty tym szansa na tańszy kredyt

Z punktu widzenia banków zachęcanie Polaków do depozytów ma jeszcze jeden, głębszy sens. Kiedy prawie rok temu kredyty udzielone przez banki zaczęły przewyższać depozyty, banki musiały zacząć szukać pieniędzy na kredyty na rynku. A ten nie był już łatwy, kryzys hipoteczny w USA odbijał się bankom czkawką, bo coraz mniej sobie ufały, nie chciały za bardzo pożyczać sobie pieniędzy i pieniądz na kredyt pozyskany na rynku międzybankowym zaczął być coraz droższy. To zaś oznaczało drożejące kredyty. Pieniądz pozyskany z depozytów jest tymczasem tańszy. Jeśli więc teraz Polacy ruszą do kas banków, zanosząc na lokaty swoje pieniądze, to umożliwią bankom w przyszłości tańsze sfinansowanie kredytów.

„W obecnej sytuacji rynkowej (tzn. w warunkach ograniczonej płynności sektora finansowego) banki wprost muszą walczyć o dodatkowe pieniądze z rynku depozytów. Rzeczywiście większa akcja depozytowa może zwiększyć bazę kapitałową na udzielanie pożyczek i kredytów, aczkolwiek nawet bez interwencji KNF banki zrewidują swoją politykę udzielania kredytów” – mówi Karol Wilczko.

Komisja Nadzoru Finansowego przymierza się bowiem do dalszych ograniczeń dla banków w udzielaniu kredytów, bo część banków poszalała – dają kredyty na prawo i lewo, nie przejmując się zbytnio, czy kredytobiorca rzeczywiście będzie w stanie spłacić pożyczone pieniądze. Wymogi formalne w niektórych instytucjach spadły do granic tak niskich, że w razie np. niekorzystnego ruchu polskiej waluty w dół, część kredytobiorców – szczególnie przy dużych kredytach hipotecznych – mogłaby mieć problem.

Zebranie przez banki pieniędzy z depozytów może więc w przyszłości dać pośrednio efekt w postaci zahamowania wzrostu ceny kredytu, co może oznaczać zarówno większą jego dostępność cenową, jak i mniejsze kłopoty ze spłatą dla tych, którzy obawiają się wzrostu stóp procentowych.

Anna Lach