Politycy w Wielkiej Brytanii, Niemczech i Francji wyrazili poparcie dla tak zwanego podatku Tobina. Ma on zapobiec nadmiernemu rozrostowi sektora finansowego lub zaoszczędzić pieniądze na przyszłe akcje ratunkowe dla banków. Rząd amerykański jest bardziej sceptyczny.
Gooch powiedział, że takie podatki wygnałyby dilerów takich jak GFI z krajów, które by je wprowadziły, albo skłoniłyby ich do ograniczenia swoich działań. Nawet niewielki podatek mógłby przewyższać opłaty pobierane przez pośredników w rodzaju GFI, miałby on więc znaczący wpływ na koszty.
Exodus firm w rodzaju GFI mógłby zaszkodzić innym inwestorom, ponieważ rynki akcji i obligacji stałyby się mniej płynne, a spready większe, a także małym i średnim firmom, którym trudniej byłoby wejść na rynek.
– Jeżeli dojdzie do znaczącego spadku obrotów na rynku kapitałowym, wszystkim poza największymi firmami będzie trudniej sprzedawać dług i akcje. Nie ma sensu robienie czegokolwiek, co może zaszkodzić i tak już osłabionemu rynkowi kapitałowemu dla małych firm – powiedział.
Reklama
– W najgorszym przypadku podatek Tobina w USA może wydrenować rynek z płynności do tego stopnia, że wpłynie to na status dolara jako waluty rezerwowej i spowoduje paniczną ucieczkę od niego – powiedział Gooch.