Stopa dyskontowa wyznacza w Sanach Zjednoczonych koszt pożyczek udzielnych przez Rezerwę Federalną bankom komercyjnym. Wzrosła o 0,25 pkt proc., do 0,75%. To pierwszy ruch w górę od czerwca 2006 r. Władze monetarne opisały ten ruch jako „normalizację” sytuacji. Zaskoczenie nim jest mniejsze ze względu na to, że szef Fed wskazywał na taką możliwość w wystąpieniu przed Kongresem 10 lutego. Znaczenie tej decyzji dla gospodarki i rynków finansowych będzie uzależnione od tego, w jakim stopniu inwestorzy uwierzą, że poprzedza ona kolejne takie ruchy oraz samo podniesienie oficjalnej stopy procentowej.

Na krótką metę podwyżka stopy depozytowej w Ameryce może w większym stopniu oddziaływać na rynki finansowe niż gospodarki. Chodzi o to, że decyzja Rezerwy Federalnej może wpłynąć bardziej na sytuację finansową banków, dla których posykiwanie kapitału stanie się bardziej kosztowne. Przyjmując za prawdziwą tezę, że za zwyżkami cen aktywów (akcji, surowców, walut z rynków wschodzących) stała duża dostępność kapitału, utrudnienia w dostępie do niego mogłyby przełożyć się na spadek cen tych aktywów.

Natomiast konsekwencje gospodarcze pojawiłyby się wtedy, gdyby rynkowe stopy procentowe (stawki na rynku międzybankowym oraz rentowność krótko- i długoterminowych obligacji) zaczęły się przesuwać na wyższe poziomy. Już teraz w Ameryce rentowność 10-letnich papierów skarbowych osiąga 3,8%, czyli jest bliska ubiegłorocznemu maksimum. Jego przekroczenie zapowiadałoby dalszy ruch w górę. Dochodowość długoterminowych obligacji wyznacza zaś oprocentowanie kredytów hipotecznych o stałej stopie procentowej. W obecnych warunkach dużo istotniejsze jest jednak to, co stanie się z krótkoterminowymi papierami. Zachowanie ich rentowności w bardziej klarowny sposób oddaje oczekiwania dotyczące kosztów pieniądza. Na razie rentowność 2-latek sięga 0,9% i jest o ok. 0,5 pkt proc niższa niż w szczycie w 2009 r. Stawki na rynku międzybankowym pozostają stabilne.

Nie można też pomijać wpływu oczekiwań inflacyjnych na decyzje inwestorów na rynku dłużnym. Na razie nie ma obaw przed nadmiernym wzrostem cen. Dzisiejsze dane o styczniowych wskaźniku CPI w USA też miały uspokajającą wymowę. Inflacja bazowa, pomijająca najbardziej zmienne ceny paliw i żywności, spadła do 1,5%.

Reklama