Przerwy w transporcie lotniczym spowodowane wybuchem wulkanu w Islandii oznaczają nie tylko straty dla linii lotniczych. Uderzyły one również w wiele gałęzi przemysłu, nie tylko Europy lecz nawet tam, gdzie nie dociera pył wulkaniczny. Sieć powiązań gospodarczych, korzystna podczas prosperity, sprzyja teraz rozprzestrzenianiu się problemów na wszystkich uczestników gospodarki światowej. Analogiczna sytuacja miała miejsce w 2008 roku, kiedy kryzys eksplodował ze Stanów Zjednoczonych na wszystkie kontynenty.

Łańcuchy kooperacyjne łączące przedsiębiorstwa na różnych kontynentach zostały kilka dni temu naruszone. Kłopoty dotkają wielu dziedzin produkcji i usług w coraz większej liczbie krajów. Cierpi na tym nawet przemysł samochodowy w dalekiej Japonii. W przypadku opadów kwaśnego deszczu lub zapylenia upraw ucierpi produkcja rolna. Stąd do wzrostu inflacji już droga krótka.

Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Lotniczych (IATA), szacuje straty linii lotniczych na co najmniej 1,7 mld dolarów. Branża ta nie tak dawno, w okresie światowej prosperity gospodarczej, już borykała się z poważnymi problemami. Sytuacja jest w dalszym ciągu niebezpieczna, gdyż aktywny wulkan nie wydał jeszcze ostatniego tchnienia a obok drzemie drugi, jeszcze potężniejszy i z owej drzemki może zostać w każdej chwili wyrwany. W Polsce konsekwencje ekonomiczne ponosi na razie LOT oraz część branży turystycznej.

Trudno przewidzieć, jak długo jeszcze będziemy żyć w niepewności, stąd finalne straty dla gospodarki europejskiej i światowej są dziś trudne do oszacowania. W efekcie, wychodzenie Europy oraz innych regionów świata z recesji może się wydatnie wydłużyć. Niedogodności będą dalej dotykać podróżnych. Planując tegoroczne wakacje należy więc dobrze zastanowić się, jaki środek komunikacji i kierunek wojaży wybrać.

Reklama