Stała się rzecz niesamowita. Skostniała Europa potrafiła w przeciągu weekendu skonstruować mechanizm antykryzysowy na łączną kwotę nawet 750 mld euro. Składa się na niego 440 mld euro dwustronnych pożyczek i gwarancji kredytowych, fundusz stabilizacyjny będący rozszerzoną do wartości 60 mld euro wersją już istniejącego funduszu na ratowanie bilansów płatniczych oraz wsparcie z MFW rzędu 250 mld euro. Gdyby tego było mało to swoją politykę o 180 stopi zmienił Europejski Bank Centralny.

Dotąd konserwatywny ECB, nawet podczas najostrzejszej fazy kryzysu finansowego nie skupował obligacji rządowych. Jeszcze w zeszły czwartek na konferencji prasowej prezes Jean-Claude Trichet nie wspominał o takiej opcji, którą dzisiaj z samego rana zapowiedziano i już w praktyce zastosowano. Nie wykluczone, że właśnie ruch banku centralnego był ważniejszy dla rynków niż sama pomoc finansowa.

Same indeksy, surowce jak i waluty eksplodowały. Inwestorzy hurraoptymistycznie podeszli do „opcji nuklearnej”, na jaką zdecydowały się rządy jak i bank centralnych strefy euro. Pytanie jednak brzmi na jak długo starczy tego optymizmu? Problem zadłużenia rozwiązujemy jeszcze większym zadłużeniem, co w dłuższym terminie nie oznacza wcale dobrych wiadomości.

Rynek walutowy faworyzował euro, ale zwyżka waluty wspólnotowej utrzymywała się do południa, potem było już gorzej. Trzeba pamiętać, że ECB wybierając opcję skupu obligacji tak naprawdę zaczął psuć euro, które wcześniej zyskiwało między innymi dlatego, że polityka Europejskiego Banku Centralnego była bardziej konserwatywna od amerykańskiego Fedu. Teraz ten argument już nie będzie obowiązywał. W przypadku złotego obserwowaliśmy potężne umocnienie, po spektakularnym osłabieniu w zeszłym tygodniu.

Reklama