Unijna komisarz ds. klimatu Connie Hedegaard uznała, że w obliczu spowolnienia gospodarczego taki rezultat nie jest niespodzianką. Wskazała jednocześnie, że mniejsze emisje oznaczają mniejsze zapotrzebowanie na dodatkowe uprawnienia, a co za tym idzie - spadek ich ceny. Ponadto, ponieważ firmy mieszczą się w przyznanych im limitach, nie ma zachęty do inwestycji w przyjazne środowisku technologie, co jest celem unijnego systemu handlu emisjami.

"Rynek uprawnień powinien być siłą napędową inwestycji w technologie niskowęglowe. Musimy zdać sobie sprawę, że z powodu kryzysu zredukowanie emisji stało się nagle łatwe, co jest dobrą rzeczą. Ale niestety to oznacza też, że europejski przemysł nie zainwestował tyle, ile planował, w innowacje, co może zaszkodzić w przyszłości naszych zdolnościom do konkurowania na rynkach" - powiedziała komisarz.

Także polskie zakłady ograniczyły w zeszłym roku emisję: z 204 do niecałych 191 mln ton. Tym samym zmieściły się w przyznanym za darmo zeszłorocznym limicie wynoszącym niecałe 201 mln ton. Liczba polskich zakładów uczestniczących w ETS wyniosła 932. W sumie unijne zakłady uczestniczące w ETS wyemitowały 1,873 mld ton CO2.

Unijny system rozdziału limitów emisji (tzw. kwot) i handlu nimi działa od 2005 roku i ma się przyczynić do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych. Idea jest prosta: kto zanieczyszcza środowisko ponad przyznany limit, musi kupić dodatkową kwotę na wolnym rynku albo zmienić technologię i dzięki temu ograniczyć emisję CO2. ETS obejmuje przedsiębiorstwa z branży energetycznej, metalurgicznej, produkcji szkła, cementu i papieru; dołączone do niego zostanie także lotnictwo.

Reklama

W kwietniu w całości i bez żadnych poprawek Komisja Europejska zatwierdziła polski plan rozdziału uprawnień do emisji CO2, zgodnie z którym polskie przedsiębiorstwa mają prawo do emisji 208,5 mln ton dwutlenku węgla rocznie.

Sposób na tańszy prąd dla Twojej firmy!