Nie jesteśmy już liderem w regionie, jeśli chodzi o wysokość stopy bezrobocia. W ciągu ostatnich 20 lat Polska w najszybszym tempie spośród państw regionu odrabiała dystans do krajów „starej” Unii - mówi w wywiadzie dla Dziennika Gazety Prawnej prof. Ryszard Rapacki, kierownik Katedry Ekonomii II Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
DGP: Dwadzieścia lat od rozpoczęcia transformacji systemowej kraje naszego regionu zostały poddane bezprecedensowemu testowi – odporności na światowy kryzys. Jak na tle innych państw wypada gospodarka polska?
prof. Ryszard Rapacki: Jako jedyny kraj członkowski Unii Europejskiej osiągnęliśmy w ubiegłym roku wzrost gospodarczy. Dynamika polskiego PKB w 2009 r. wyniosła 1,8 proc., UE jako całość odnotowała obniżkę o 4,2 proc. Jeszcze głębszy spadek (o ponad 6 proc.) zarejestrowały państwa naszego regionu. Najgorsza sytuacja była w krajach nadbałtyckich, gdzie PKB zmniejszył się o 14 – 18 proc. Bardzo ucierpiały Rumunia i Słowenia.
Ponieważ – jak dotąd – udało się nam przejść przez światowy kryzys gospodarczy suchą stopą, nie doświadczyliśmy negatywnych zjawisk, takich choćby jak gwałtowny wzrost bezrobocia. Według Eurostatu w krajach nadbałtyckich w 2009 r. nastąpiła drastyczna zwyżka stopy bezrobocia z 6 do 16 – 20 proc., u nas doszło do wzrostu tego wskaźnika z 8 do 9 proc. Nie jesteśmy już niechlubnym liderem w regionie, jeśli chodzi o wysokość stopy bezrobocia. Znajdujemy się pod tym względem w środku stawki nowych członków UE.

>>> Polecamy: Wall Street Journal: Europa chce zostać w gospodarczym tyle

Reklama
Dużo łagodniejszą postać przybrały w Polsce również inne niekorzystne tendencje. Chodzi m.in. o skalę ograniczenia napływu zagranicznych inwestycji bezpośrednich i kapitału portfelowego, przyspieszenia inflacji. Przykładowo: w Słowacji deficyt obrotów bieżących stanowił w ub.r. 8 proc. PKB, u nas 2,2 proc.
Pod jakim względem wyróżniamy się in minus na tle krajów Europy Środkowo-Wschodniej?
Zdecydowanie najgorzej Polska poradziła sobie z utrzymywaniem dyscypliny finansów publicznych. W 2009 r. deficyt sektora finansów publicznych – jako odsetek PKB – wzrósł ponaddwukrotnie w porównaniu z rokiem poprzednim. W efekcie pojawiło się zagrożenie, iż dług publiczny może wkrótce przekroczyć drugi już próg ostrożnościowy z ustawy o finansach publicznych, czyli 55 proc. PKB. Nawet Węgry, które niedawno jeszcze znajdowały się na krawędzi bankructwa i są bardziej obciążone długiem publicznym niż Polska, radzą sobie z przywracaniem dyscypliny fiskalnej lepiej niż my.
Ratując finanse publiczne, trzeba ciąć wydatki czy raczej podnosić podatki?
Z analiz MFW i Banku Światowego wynika, że większość udanych prób reform finansów publicznych obejmowała przede wszystkim sferę wydatków, a nie podatków. W tym kontekście proponowana przez rząd podwyżka VAT nie wydaje się właściwą drogą do naprawy polskich finansów publicznych. Posunięcie to jest zdecydowanie niewystarczające, aby w zadeklarowanym przez Polskę terminie 2 lat zbić deficyt poniżej 3 proc. PKB i spełnić kryterium fiskalne z Maastricht.
Duży niepokój budzą też pojawiające się w łonie rządu koncepcje ograniczania deficytu budżetowego poprzez demontaż drugiego filaru systemu emerytalnego (OFE). Postulat rozpoczęcia naprawy finansów publicznych w Polsce od sfery wydatków wydaje się zasadny tym bardziej, że – zarówno w roku ubiegłym, jak i w całym okresie transformacji systemowej – w polityce wydatków budżetowych dominowały u nas cele redystrybucyjne, a nie rozwojowe, sprzyjające zwiększaniu efektywności.
Polityka ta była i jest bardzo podatna na oddziaływanie rozmaitych grup interesów i korporacji zawodowych, co czyni państwo polskie niejako zakładnikiem tych grup.
Powiedział pan, że nie jesteśmy już liderem w regionie jeśli chodzi o wysokość stopy bezrobocia. Czy są szanse na spadek liczby ludzi bez pracy?
Mimo poprawy sytuacji na rynku pracy możliwości dalszej znaczącej redukcji stopy bezrobocia są bardzo ograniczone. Wynika to głównie stąd, że tzw. naturalna stopa bezrobocia jest w Polsce bardzo wysoka – wynosi ok. 10 proc. Do jej trwałego obniżenia nie wystarczy przyspieszenie wzrostu gospodarczego, konieczny jest cały kompleks reform strukturalnych zmieniających instytucje związane z szeroko rozumianym rynkiem pracy. Mamy też jedne z najniższych w Europie wskaźniki aktywności zawodowej, zatrudnienia, wiek przechodzenia na emeryturę, mamy też rozbudowany system emerytur specjalnych, rent, KRUS. W innych krajach regionu nie popełniono na początku transformacji aż tylu błędów w tej dziedzinie.
Od lat słychać narzekania na trudne warunki prowadzenia w Polsce działalności gospodarczej. Czy nasi sąsiedzi też mają z tym aż tak wielki kłopot?
Nie zaliczamy się do czołówki państw Europy Środkowo-Wschodniej pod względem zakresu wolności gospodarczej, warunków prowadzenia biznesu, skuteczności działania sądownictwa gospodarczego, walki z korupcją, poziomu konkurencyjności i innowacyjności gospodarki. Udział wyrobów najbardziej zaawansowanych technologicznie w naszym eksporcie dóbr przetwórstwa przemysłowego wynosi zaledwie 4 proc., w kilku innych krajach regionu przekracza 10 proc. Pod tym względem zajmujemy – wspólnie z Rumunią – ostatnie miejsce w grupie nowych krajów członkowskich UE. Pierwsze symptomy zwiększania innowacyjności gospodarki pojawiły się dopiero w 2009 r. Było to w dużej mierze skutkiem pozytywnego wpływu funduszy unijnych. Nadal jednak rola innowacji jako czynnika wzrostu gospodarczego i poprawy międzynarodowej konkurencyjności polskiej gospodarki jest marginalna. Źródłem naszej przewagi są głównie produkcja i eksport towarów pracochłonnych i dóbr o niskim stopniu przetworzenia i małej wartości dodanej.
W jakim stopniu niewątpliwy polski sukces gospodarczy w ubiegłym roku był efektem polityki ekonomicznej, a w jakim szczęśliwego zbiegu okoliczności?
Był to rzeczywiście splot różnego rodzaju przyczyn, wśród których znaczącą rolę odegrał czynnik szczęścia. Szczególnie pomogła nam wcześniejsza obniżka stawek PIT i zmniejszenie klina podatkowego, które stworzyły osłonę przed skutkami kryzysu światowego. Przed głębszym załamaniem uchroniło nas również to, że nie weszliśmy jeszcze do strefy euro. Głęboka deprecjacja złotego w 2009 r. częściowo zamortyzowała wstrząs wywołany recesją u naszych głównych partnerów handlowych. Wspólna waluta przynosi wiele korzyści w warunkach prosperity, natomiast w okresie gorszej koniunktury utrudnia radzenie sobie ze skutkami szoku. Przykładem może być Słowacja, gdzie w 2009 r. nastąpił głęboki spadek eksportu.
Jaki jest bilans ostatniego 20-lecia w gospodarce Polski i innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej?
Mimo pogorszenia warunków gospodarowania w ub.r., wynikającego głównie ze skutków światowego kryzysu, w mojej ocenie wyników gospodarczych całego okresu transformacji bilans wypada zdecydowanie pozytywnie. Sukcesem okazało się zbudowanie od podstaw gospodarki rynkowej, osiągnięcie relatywnie wysokiej dynamiki wzrostu PKB oraz zmniejszenie luki rozwojowej w stosunku do starych państw UE.
Polska okazała się w tej dziedzinie liderem regionu. Jeśli przyjąć, że wartość naszego PKB na koniec 1989 r. wyniosła 100, to w 2009 r. jego poziom wzrósł do 181. Na drugim miejscu w tej klasyfikacji znalazła się Słowacja ze wskaźnikiem 155. Najgorzej w tym czasie poradziły sobie Litwa i Łotwa, gdzie poziom PKB obniżył się w stosunku do 1989 r. odpowiednio o 1 i 3 proc.
W ciągu ostatnich 20 lat Polska w najszybszym tempie odrabiała dystans rozwojowy w stosunku do państw starej UE. Jeśli w 1989 r. PKB na 1 mieszkańca naszego kraju stanowił zaledwie 38 proc. średniego wskaźnika dla UE-15, to w 2009 r. wyniósł on już 55 proc. Ekstrapolując dotychczasowe tendencje rozwojowe, można szacować, że średni poziom rozwoju UE-15 osiągniemy za 24 lata. Najszybciej dokona tego Estonia (już za 11 lat), najpóźniej Bułgaria – za 37 lat i Węgry – za 33 lata.
Niestety, znacznie mniejszy postęp osiągnął nasz kraj na tle regionu w dziedzinie reform strukturalnych i tworzenia instytucjonalnej infrastruktury rynku. Chociaż także i tu byliśmy liderem przemian w latach 90., to obecnie pod względem zaawansowania przemian zajmujemy w rankingu EBOiR 4. miejsce w grupie krajów UE-10 i – jeżeli szybko nie podejmiemy dalszych niezbędnych reform – to prawdopodobnie wkrótce tę lokatę stracimy, jako że szybko doganiają nas kolejne kraje: Litwa, Łotwa i Słowacja.
Czy okres zamykania luki rozwojowej można skrócić?
Zapewne tak. Może się tak stać jednak pod wieloma warunkami. Trzeba do nich zaliczyć m.in. przeprowadzenie kompleksowych reform instytucjonalnych w otoczeniu gospodarki, w tym zwłaszcza gruntowne zmiany w systemie regulującym funkcjonowanie rynku pracy. Potrzebna jest głęboka reforma sektora finansów publicznych, likwidacja licznych barier biurokratycznych. Generalnie – niezbędne jest usunięcie najważniejszych źródeł i przejawów zawodności polskiego państwa.
Łatwiej to zrobić w czasach kryzysu czy gospodarczej prosperity?
Kraje, które zostały zmuszone – głównie w wyniku zeszłorocznego kryzysu – do podjęcia trudnych, kompleksowych reform w tych dziedzinach (np. Estonia), mogą wyjść z kryzysu znacznie wzmocnione i lepiej niż Polska przygotowane do radzenia sobie w trudnym, konkurencyjnym otoczeniu międzynarodowym. Oby na nas wzrost PKB w 2009 r. nie podziałał demobilizująco. Żeby za kilka lat nie okazało się, że nie jesteśmy już liderem zmian w tej części kontynentu i że – zamiast skrócenia – okres zamykania luki rozwojowej w stosunku do Europy Zachodniej jeszcze bardziej się wydłużył.