Niemieccy pracownicy, przy wsparciu przedstawicieli frakcji chadeków, domagają się m.in. wprowadzenia stawek minimalnych dla pracowników tymczasowych, co uniemożliwi płacowy dumping i skutecznie zniechęci pracodawców do zatrudniania cudzoziemców.
W komentarzach podkreśla się, że to kolejny przepis u sąsiadów zza Odry, który ma na celu ochronę własnego rynku przez spodziewanym „zalewem” taniej siły roboczej, głównie z Polski.
Tymczasem sama Komisja Europejska wyraźnie nalega na znoszenie barier jeśli chodzi o możliwości podejmowania pracy przez obywateli UE w innych krajach członkowskich. W komentarzach do opublikowanego w lipcu badania na temat mobilności mieszkańców UE wyraża niepokój, że zbyt mało mieszkańców Europy korzysta ze swojego prawa do podejmowania pracy w innych krajach Wspólnoty, a prawo to jest przecież jednym z najważniejszych osiągnięć jednolitego rynku europejskiego.
Ze wspomnianych badań wynika, że około 11,3 miliona Europejczyków mieszka poza granicami swego kraju. To o 4 miliony więcej niż dziesięć lat temu, ale stanowi zaledwie 2,3 proc. ludności Unii. Co ciekawe, co drugi Europejczyk byłby gotów podjąć pracę w innym kraju, jeśli nie mógłby jej znaleźć w swoim.
Reklama
Nie jest to jednak takie proste. Jak wynika z badań, obok przeszkód natury prawnej i administracyjnej, na decyzję o migracji zarobkowej wpływają warunki mieszkaniowe, problemy językowe i możliwość znalezienia pracy dla współmałżonka.
Skąd ta troska Brukseli o mobilność? Wyjaśnieniem jest nowa strategia gospodarcza Unii Europejskiej, która zakłada, że praca za granicą będzie kluczem do obniżenia wywołanego recesją bezrobocia.
Wracając do Niemiec, pomimo różnych form protekcjonizmu pracuje tam już kilkaset tysięcy Polaków, a tamtejsze firmy chętnie widzą u siebie specjalistów zza Odry.
Sądzę, że data 1 maja 2011 roku będzie kolejnym krokiem milowym na drodze do pełnej legalizacji zatrudnienia, a tym samym pełnego wykorzystania możliwości, które daje członkowstwo Polski w Unii Europejskiej.
Wyraźna niechęć do otwarcia przez Niemców rynku dla pracowników z nowych krajów Unii i odkładanie tej decyzji do granic dopuszczonych przez unijne traktaty nie bez powodu u wielu z nas budzi poczucie, że wciąż istnieje podział na lepszych i gorszych mieszkańców Unii. Kryzys grecki dobitnie przypomniał, że gospodarka Unii to system naczyń połączonych. Najwyższy czas, aby do tego systemu włączyć także europejski rynek pracy.