Przed kryzysem priorytetem polityki monetarnej w Polsce było utrzymanie inflacji na stabilnym poziomie 2 – 2,5 proc. Do dziś to się nie zmieniło, poza tym, że Narodowy Bank Polski otrzymał większe kompetencje. W czasach kryzysu w Polsce sprawnie zadziałał nadzór finansowy, a instytucje finansowe zachowały się bardziej odpowiedzialnie niż ich zagraniczne odpowiedniki. Dzięki temu polska polityka monetarna znajduje się w bardzo dobrym miejscu.

Z polityką fiskalną jest gorzej. Przed kryzysem jej głównym celem było obniżanie podatków, co miało utrzymywać wzrost gospodarczy na wysokim poziomie. Gdy nadszedł kryzys, rząd zapewniał, że znajdujemy się w komfortowej sytuacji i że nie będzie ingerował w politykę fiskalną. Jednak postąpił tak jak znajdujące się w znacznie gorszej sytuacji kraje Zachodu – zwiększył wydatki, co doprowadziło do deficytu w finansach publicznych. Zrobił to, chociaż nie mieliśmy do czynienia z recesją, a jedynie ze spowolnieniem gospodarczym. Co gorsza, nieodpowiedzialna polityka zadłużania się nadal jest kontynuowana. Jeżeli w najbliższych 2 – 3 latach deficyt będzie się utrzymywał na poziomie przekraczającym 7 proc., grozi nam kazus Węgier sprzed paru lat – nie będzie możliwości zrolowania długu, zabraknie środków na pokrycie bieżących zobowiązań.

Problemy może też zrodzić polityka walutowa. W ostatnim kryzysie osłabienie złotówki przysłużyło się eksporterom i uchowało nas przed recesją. Obecnie złotówka umacnia się, także dzięki temu, że wiele krajów zachodnich dodrukowuje pieniądze. Paradoksalnie w dłuższej perspektywie może się to niekorzystnie odbić na naszym wzroście gospodarczym. Aby temu przeciwdziałać, bank centralny powinien obniżyć stopy procentowe.