Spotkania ciągnące się długo w noc, 24-godzinne negocjacje, ponaglające telefony z Białego Domu – tylko dzięki pełnym napięcia spotkaniom ostatniej szansy i interwencji spoza Europy uniknięto możliwego upadku wspólnej europejskiej waluty.

22 kwietnia 2010 roku

Ambasada Kanady w Waszyngtonie. W ten wiosenny wieczór grupa najpotężniejszych decydentów świata zasiadła do kolacji przy 501 Pennsylvania Avenue. Temat dyskusji był śmiertelnie poważny: jak uratować europejską unię monetarną. Myśli ministrów finansów i szefów banków centralnych państw grupy G7, najbardziej uprzemysłowionych krajów świata, krążyły wokół zagrożenia, że problemy Grecji z długiem przerodzą się w ogólnoeuropejski kryzys i zdestabilizują globalny system finansowy.
– Nie można nie doceniać faktu, że Ameryka z rosnącym niedowierzaniem i niepokojem obserwowała niezdolność Europy do działania – wspomina Alistair Darling, były brytyjski minister skarbu, obecny na tym spotkaniu. – Przekaz był jasny: Dlaczego nie podejmujecie działań? Wiecie, że musicie coś zrobić.
Reklama
Jedenaście dni wcześniej europejscy przywódcy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy obiecali Grecji pakiet pomocowy w wysokości 45 mld euro. Jednak podczas dyskusji przy 501 Pennsylvania Avenue ustalono, że to o wiele za mało. – Wyrażano bardzo poważne obawy przed zagrożeniem globalną zarazą finansową. Było jasne, że USA i MFW okażą pomoc – wspomina Olli Rehn, komisarz UE ds. polityki monetarnej.

>>> Czytaj też: Wall Street Journal: o losach euro przesądzają bankowcy przy kolacji

Niemal sześć miesięcy później stało się jasne, że uczestnicy waszyngtońskiego spotkania zdążyli w samą porę. Bo euro, w przeciwieństwie do innych walut, jest czymś więcej niż środkiem płatniczym. To symbol aspiracji Europy, która jest zaangażowana w unikatowy eksperyment połączenia pokoju z prosperity.

24 kwietnia 2010 roku

Siedziba MFW w Waszyngtonie. O siódmej rano prezes Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Trichet i grecki minister finansów Giorgos Papakonstantinu spotkali się gabinecie szefa MFW Dominique'a Straussa-Kahna. Tam zawarli porozumienie w sprawie pomocy dla Grecji. Po raz pierwszy od powstania wspólnej waluty w 1999 roku kraj miał zostać wyciągnięty znad przepaści w imię europejskiej jedności i globalnej stabilności finansowej.
Do 2 maja rachunek za uratowanie Grecji wzrósł do 110 mld euro, z czego 80 mld euro pochodziło ze strefy euro, a 30 mld euro z MFW. Jednak w ciągu kolejnych pięciu dni światowe rynki finansowe wpadły w panikę, co groziło pogrążeniem Irlandii, Portugalii i Hiszpanii, unijni liderzy byli zmuszeni do stworzenia drugiego planu na niewyobrażalną wcześniej skalę: powstał fundusz ochronny dla całej, liczącej 16 państw strefy euro, w wysokości 750 mld euro.

7 maja 2010 roku

Siedziba UE w Brukseli. Historia powstania tego drugiego planu zaczyna się od innej kolacji: na szczycie europejskich premierów i prezydentów podano szparagi i turbota. Większość z uczestników spotkania była przyzwyczajona do reprymend ze strony władz UE za złe zarządzanie swoimi finansami publicznymi. Jednak tego wieczoru język był bardziej apokaliptyczny, niż ktokolwiek z nich wcześniej słyszał. Kiedy Trichet zabrał głos, żaden z liderów nie miał wątpliwości, że los euro zawisł na włosku.
– Trichet powiedział: „To nie jest tylko problem jednego kraju. To Europa. To świat. To sytuacja, która pogarsza się wyjątkowo szybko” – wspomina jeden z uczestników spotkania. Jeden z unijnych ambasadorów pamięta, jak spojrzał wówczas na prezydenta Francji. – Nicolas Sarkozy był biały jak ściana. Nigdy nie widziałem go tak bladego – mówi.
Dyskusja była pełna napięcia. Sarkozy wzywał EBC, by zaczął kupować obligacje rządowe w celu ożywienia rynków kredytowych. – Sarkozy krzyczał: „Dalej, przestańcie się wahać!” – wspomina jeden z europejskich decydentów. Francuski przywódca zyskał poparcie włoskiego premiera Silvia Berlusconiego, Jose Socratesa z Portugalii i innych premierów z Europy Południowej.
Jednak w obronie EBC stanęła kanclerz Niemiec Angela Merkel, która stwierdziła, że nie jest rolą unijnych przywódców wydawanie instrukcji bankowi centralnemu, którego niezależność jest zapisana w unijnych traktatach.
Szczyt mógł się przerodzić w bezproduktywne starcie między dwiema filozofiami unii monetarnej: niemiecką wizją fiskalnej wstrzemięźliwości i niezależności banku centralnego a francuską wizją „ekonomicznego rządu” dla Europy, kierowanego przez obieralnych polityków. W praktyce chodziło o to, by znaleźć rozwiązanie, zanim rynki azjatyckie otworzą się w poniedziałek. Szesnastu liderów poleciło Komisji Europejskiej opracowanie „mechanizmu stabilizacyjnego”, który chroniłby strefę euro, i nakazało unijnym ministrom finansów spotkać się na nadzwyczajnej sesji w niedzielę 9 maja w celu przyjęcia planu.

8/9 maja 2010 roku

Bruksela. – Zebraliśmy siły w sobotę rano i pracowaliśmy nad naszymi propozycjami przez 24 godziny, tak by były gotowe o pierwszej w nocy w niedzielę – opowiada Olli Rehn. Zrządzeniem losu ministerialne spotkanie zaczęło się z opóźnieniem. Wolfgang Schaeuble, niemiecki minister finansów, zaraz po przybyciu do Brukseli źle się poczuł i został przewieziony do szpitala. – Nieobecność Wolfganga była szokiem – wspomina Christine Lagarde, jego francuska odpowiedniczka. – Powiedziałam, nie możemy pracować bez Niemiec, poczekajmy. Ale to był problem, ponieważ czas uciekał. Wiedzieliśmy, że musimy zamknąć dyskusję przed otwarciem rynków azjatyckich, ponieważ euro znajdowało się w tym momencie na krawędzi. Schaeublego zastąpił Thomas de Maiziere, niemiecki minister spraw wewnętrznych, który został ściągnięty do Brukseli z niedzielnego spaceru po lesie pod Dreznem.
Plan Komisji zakładał powstanie wartego wiele miliardów funduszu ratunkowego dla strefy euro, który działałby pod kontrolą UE i sprzedawał obligacje wsparte gwarancjami rządowymi. Jednak Niemcy nie chciały funduszu pod auspicjami UE i nalegały, by każdy kraj potrzebujący pomocy finansowej otrzymywał ją tak jak Grecja, w formie bilateralnych pożyczek od innych rządów.
Po telekonferencji Merkel z Sarkozym osiągnięto jednak porozumienie, zgodnie z którym sumę pomocy podniesiono do zawrotnej kwoty 500 mld euro, 60 mld miało pochodzić z funduszy UE gwarantowanych przez budżet bloku, a 440 mld z gwarancji rządów państw strefy euro.
Sfinalizowanie porozumienia wymagało czasu. Inne rządy bały się zwrócić do swoich parlamentów tak szybko po pakiecie ratunkowym dla Grecji z kolejną prośbą o miliardy euro dla podupadających sąsiadów. Chciały innego mechanizmu, ale nikt nie mógł sobie wyobrazić, jaką formę mógłby on przybrać. Było po północy i Lagarde zaproponowała krótką przerwę. – Czułam presję. Cały czas patrzyłam na zegarek – mówi.
Według Rehna kompromis, który doprowadził do przełomu, był autorstwa Maartena Verveya, dyrektora ds. relacji międzynarodowych w holenderskim ministerstwie finansów. Zaproponował on „wehikuł do celów specjalnych”, z prawem pozyskiwania funduszy wspierany przez warte 440 mld euro gwarancje rządowe. Niemcy, zadowolone, że wehikuł ten nie będzie się znajdował pod kontrolą Komisji i że widmo wspólnych obligacji strefy euro zostało oddalone, zasygnalizowały aprobatę.
Porozumienie pozwoliło EBC ogłosić, że rozpoczyna program skupu obligacji rządowych, by ustabilizować rynki. Ta decyzja wzbudziła wielkie kontrowersje w Niemczech, gdzie zinterpretowano ją jako ugięcie się pod francuską presją polityczną. Wkrótce okazało się, że Axel Weber, prezes niemieckiego banku centralnego, wyłamał się z grona swoich kolegów z EBC i głosował przeciwko tej decyzji.
Inicjatywa zdobyła jednak uznanie unijnych ministrów finansów, nawet jeżeli niektórzy z nich nie dawali tego po sobie poznać. – Decyzja EBC o interwencji była dobra i jak każda dobra decyzja powinna zostać podjęta wcześniej – komentował cierpko Jacek Rostowski.
W nocy 9 maja ministrowie finansów zyskali pewność, że EBC nie zostawi ich samych. – Byliśmy pewni poparcia EBC, ale Trichet chciał zachować twarz. „Żaden polityk nie będzie mi mówił, co mam robić, i tak dalej” – wspomina Darling. – Jeden lub dwóch ministrów napomknęło: „A co, jeżeli się nie zgodzi?”. Ktoś powiedział: „Wtedy będziemy skończeni” – dodał.
Tego dnia wyszły na jaw inne trudności. Jedną z nich była konieczność podjęcia przez Hiszpanię i Portugalię zobowiązania do wprowadzenia nowych środków oszczędnościowych, by zmniejszyć presję na rynkach obligacji. W dodatku Wielka Brytania odmówiła wpłacenia jakichkolwiek pieniędzy do specjalnego funduszu, twierdząc, że ratowanie euro jest wyłącznie sprawą krajów należących do unii walutowej.
– Brytyjska propozycja nie była zbyt konstruktywna – mówi Anders Borg, szwedzki minister finansów. Wielka Brytania mogłaby od czasu do czasu zapłacić. W tak delikatnym momencie tak radykalne oświadczenie nie było specjalnie mądre i nie zostanie łatwo zapomniane.
Pomimo wszystko unijni liderzy odnieśli sukces – przynajmniej na chwilę – kupując sobie trochę czasu na przywrócenie porządku w strefie euro.