Ostatnie decyzje Aleksandra Łukaszenki wskazują, że Białoruś szykuje się do nomenklaturowej prywatyzacji. Nową klasę właścicieli będą stanowili bliscy reżimowi urzędnicy.
Jednym z pierwszych dokumentów podpisanych przez prezydenta Białorusi po grudniowych wyborach była dyrektywa o rozwoju przedsiębiorczości. To kolejny krok ku poluzowaniu śruby prywatnym firmom. Jednak poza poleceniem obniżenia podatków, likwidacji części licencji i zezwoleń czy ograniczenia wpływu państwa na kształtowanie cen w dyrektywie znalazły się też zarządzenia, które ułatwią uwłaszczenie się kadry zarządzającej państwowych przedsiębiorstw.
Dyrektywa znosi m.in. górną granicę dozwolonych pensji, co ułatwi kaście dyrektorów legalne zarabianie dużych pieniędzy. Inny akt prawny prezydenta pozwala zaś na kupno akcji przedsiębiorstw państwowych. – Nomenklaturowa prywatyzacja nie jest niespodzianką, ponieważ ekonomiści spodziewali się jej od kilku lat. Przy czym cały proces będzie przypominał schematy znane już z Rosji czy Ukrainy – mówi „DGP” białoruska analityk londyńskiego Instytutu Ideologii Państwowych Natalla Leszczanka.
Andrej Lachowicz, politolog z Centrum Edukacji Politycznej w Mińsku, twierdzi, że przedstawiciele władzy włączają do zarządów struktur komercyjnych swoich krewnych czy znajomych, którzy dzięki temu zyskują finansowo. – Najlepszym przykładem może być kariera dyrektora mińskiego domu handlowego Żdanowiczy Jauhiena Szyhałaua, który zaczynał jako pracownik warsztatu, w którym swój samochód serwisował Wiktar Szejman, przed 2008 r. szara eminencja Aleksandra Łukaszenki – mówi Lachowicz. Menedżerowie następnie będą mogli wykupić zarządzane przez siebie firmy przez podstawione spółki. Małe i średnie firmy są sprzedawane na aukcjach. Największe – na bazie indywidualnej decyzji prezydenta.
Reklama
Z kolei półlegalne dochody są wyprowadzane za granicę do rajów podatkowych, po czym wracają do kraju już jako legalne inwestycje. W ten sposób na liście największych inwestorów w Rosji i na Ukrainie od lat są takie kraje, jak Cypr czy Brytyjskie Wyspy Dziewicze. O tym, że taki proces jest stosowany już dziś na Białorusi, może świadczyć fakt, że na liście inwestorów Cypr zajmuje trzecie miejsce, a wyprzedzają go jedynie Rosja i Austria.
– Nomenklatura będzie się też starać wystąpić w charakterze pośredników przy sprzedaży firm zagranicznym inwestorom albo wręcz zabezpieczyć sobie rolę mniejszościowych udziałowców – komentował białoruski ekonomista Siarhiej Czały. – W rzeczywistości sprywatyzowanie własności przez nomenklaturę to niekoniecznie zła wiadomość. Paradoksalnie wprowadzi większą przejrzystość w sferze biznesu. Będą znane nazwiska i powiązania najbardziej wpływowych ludzi świata gospodarki, których do tej pory nawet analitycy mogli się tylko domyślać – mówi Leszczanka. „Polepszenie warunków działania biznesu jest zaś ważnym warunkiem dalszego poparcia Łukaszenki ze strony nomenklatury” – pisze w jednej ze swoich analiz Lachowicz. Dlatego prywatyzacji musi towarzyszyć dalsza liberalizacja gospodarki.
Patronem zmian ma być nowy premier Michaił Miaśnikowicz. To wywodzący się z sowieckiej nomenklatury inżynier, który karierę zaczął robić jeszcze przed dojściem do władzy Łukaszenki. – Musimy zmodernizować strukturę białoruskiej gospodarki, stymulując przyciąganie ojczystych i zagranicznych inwestycji – mówił prezydent Łukaszenka podczas piątkowej ceremonii zaprzysiężenia.