Nie ulega wątpliwości, że znaczący udział we wzrostach ceny złota w latach 2009-2010 miał rosnący popyt z Chin. Rząd w Pekinie trzymał juana na odpowiednio niskim poziomie w stosunku do dolara amerykańskiego. Chińska waluta stała się więc w ostatnich dwóch latach mocno niedowartościowana. Oprocentowanie oszczędności bankowych jest relatywnie niskie w stosunku do inflacji, która ostatnio szybko wzrasta. To zachęcało Chińczyków do kupowania wszystkiego, co jest namacalne i trwałe, zamiast oszczędzać w bankach. Jedni kupowali więc złoto, drudzy – nieruchomości.

W przeszłości w różnych krajach ceny nieruchomości osiągały szczyty – w Japonii w 1989 r., w Irlandii i wielu stanach USA w 2006 r. W kryzysie nieruchomości w niektórych miastach USA, np. ze stanów Arizona, Newada, Floryda czy Michigan, potaniały nawet do wysokości 1-2 rocznych dochodów rodziny. Obecnie w wielu chińskich miastach ceny domów stanowią 20-40 średnich rocznych dochodów gospodarstwa domowego. Jest to dramatycznie przewartościowany rynek – niektórzy uważają, że na niespotykaną skalę w historii świata. Pęknięcie bańki cenowej jest wysoce prawdopodobne, z czego zdaje sobie sprawę coraz więcej ludzi. Chińczycy kierują więc coraz więcej kapitału na rynek złota, gdyż jego posiadanie daje im większą pewność i poczucie bogactwa.

Taka tendencja trwa już kilkanaście miesięcy. Świadczy o tym wzrost zakupów złota w Państwie Środka, które stało się drugim po Indiach nabywcą żółtego kruszcu. Szacuje się, że w 2010 roku popyt na złoto wzrósł w Chinach o co najmniej 20 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim. W tym roku warunki nie zmieniły się i zakupy kruszcu nie tylko osłabną lecz mogą wzrosnąć. W kraju o tak licznej populacji nawet niewielka zmiana jednostkowego popytu przekłada się na duże wartości – bowiem jest to efekt skali.