Landau zdecydował się na tę pierwszą opcję i podróżował w konwoju liczącym 15 samochodów, by obejrzeć dwa złoża ropy, które później kupił. W ubiegłym miesiącu ta firma notowana na giełdzie AIM pozyskała 20 mln funtów na eksploatację złóż w Somalii, w partnerstwie ze szwedzką spółką Lundin. Łączne zasoby tego pola szacowane są na ponad 3 mld baryłek.
>>> Czytaj też: Ropa będzie nadal droga
Firmy naftowe przekraczają kolejne granice polityczne i geologiczne w poszukiwaniu nowych złóż ropy. Według danych zebranych przez Wood Mackenzie nowe źródła przyciągnęły sześć procent z 330 mld dol. wydanych przez poszukiwaczy w latach 2000 – 2009. W tym samym okresie jednak przeprowadzono tam największą liczbę odwiertów. W 2009 roku, przy coraz mniejszych szansach na duże odkrycia w dojrzałych i wschodzących regionach, nowe źródła były jedynym miejscem, gdzie zanotowano wzrost odwiertów w porównaniu z rokiem poprzednim. Liczba miejsc, w których prowadzono poszukiwania, wzrosła z 81 do 115 i obejmowała takie lokalizacje jak Wyspa Świętego Tomasza, Jezioro Alberta w Ugandzie i Kurdystan w Północnym Iraku.
– Coraz więcej pieniędzy idzie na poszukiwania – mówi Andrew Fry, szef działu naftowego Goldman Sachs na Europę, Bliski Wschód i Afrykę. – Inwestorzy, wchodząc na bardziej ryzykowne obszary, szukają firm, które już wcześniej osiągnęły sukcesy. Wielkie koncerny muszą ryzykować, bo łatwe złoża ropy się kończą. To generalnie podnosi stawkę i oznacza większe zagrożenie. – Dzisiejsze dojrzałe złoża to wczorajsze pola poszukiwań – mówi Richard Rose, analityk z Oriel Securities. – W ciągu ostatnich pięciu lat liczba eksploracji wzrosła, inwestorzy są bardziej skłonni wykładać fundusze.
Reklama
Oprócz uznanych firm eksploracyjnych, takich jak Cairn, Tullow i Premier Oil, do gry włączają się mniejsze spółki, które zazwyczaj podejmują największe ryzyko. – Na etapie eksploracji ryzyko kapitałowe jest niewielkie – a potencjalne zyski w przypadku sukcesu ogromne – mówi Keith Morris, analityk z firmy Evolotion Securities. – Mali eksploratorzy wycofują się, zanim dochodzi do poważnych wydatków kapitałowych. Wtedy rządy zazwyczaj zmieniają reguły gry, bo gotówka zaczyna płynąć bardziej wartko – ale wtedy małych firm od dawna już nie ma.
Aminex, który aktywnie działa w Afryce Wschodniej, ma koncesję na podmorskie odwierty na bardzo obiecującym, ale politycznie zakazanym rynku: w Korei Północnej. – Trzeba wchodzić na trudne politycznie i fizycznie rynki – mówi prezes Bryan Hall. Rok temu Aminex podpisał umowę produkcyjną z Korean East Sea, ale zachodnie sankcje przeciwko rządowi Korei Północnej sprawiają, że firma musi działać bardzo ostrożnie. Aminex nie znajdzie partnera, dopóki sytuacja geopolityczna się nie poprawi.
– Korea Północna nie pasuje w tym momencie do naszych zobowiązań politycznych wobec USA – mówi Hall. Gdyby te złoża znajdowały się u wybrzeży Angoli lub Brazylii, byłyby rozchwytywane. Jednak z powodu polityki teraz równie dobrze mogłyby się znajdować na Księżycu.
Czy wciąż są miejsca niedostępne? Według Aleksa von Sponecka, dyrektora ds. obligacji na rynkach wschodzących w Goldman Sachs, zależy to od tego, gdzie firma jest zlokalizowana. – Rynki są w tym momencie wyjątkowo przychylnie nastawione. Jeżeli zachodnie firmy mogłyby robić interesy w, dla przykładu, Syrii, południowym Sudanie lub Somalii, to jest wysokie prawdopodobieństwo, że rynki by je sfinansowały – powiedział. – Inwestorzy gonią za zyskiem, więc można ich namówić do lokowania pieniędzy w najbardziej egzotycznych miejscach.