Przed kryzysem finansowym sytuacja wyglądała zgoła inaczej: krótkoterminowy kapitał spekulacyjny wkraczał do akcji po katastrofie, by wykorzystać wzrost oprocentowania. – Mówimy kapitałowi: Nie czekajcie na wielki wstrząs, zainteresujcie się alternatywnymi aktywami – mówi Wells. Kryzys z 2008 roku wyświadczył branży wielką przysługę. – Kiedy patrzy się na aktywa finansowe – obligacje, akcje, nieruchomości – wszystkie mają podobną podstawę, więc ich wyniki są w dużej mierze skorelowane.

Klientów przyciągają inwestycje z prawdziwą możliwością dywersyfikacji – mówi David Hoile, szef działu analiz w firmie konsultingowej TowersWatson, która doradza funduszom inwestycyjnym. Barney Schauble z Nephila Capital, firmy zarządzającej aktywami z siedzibą na Bermudach, mówi, że większość z ponad 4 mld dol., którymi obraca, pochodzi obecnie od inwestorów długoterminowych. Ostatnio 250 mln dol. ulokował fundusz emerytalny nauczycieli ze stanu Pensylwania. – Fundusze emerytalne i firmy im doradzające coraz częściej rozumieją, że ulokowanie 1 – 2 proc. w ubezpieczeniu od ryzyka jest dobrym pomysłem – twierdzi.

Większość pieniędzy lokowanych przez fundusze emerytalne, fundacje i państwowe fundusze inwestycyjne kierowana jest na bardziej ryzykowny rynek prywatny, na którym obraca się tak zwanymi skolateralizowanymi kontraktami reasekuracyjnymi, a nie do tradycyjnych obligacji katastroficznych. Jedną z wielkich zalet takich kontraktów jest to, że mogą być emitowane na mniejszą skalę niż tradycyjne obligacje katastroficzne. Można nimi również szybciej obracać, ponieważ nie muszą przechodzić przez te same procedury prawne i ocenę agencji ratingowych.

Mike Millette, szef działu finansów strukturyzowanych w Goldman Sachs, zaznacza, że sektor prywatny rozkwitł w ostatnich kilku latach. Obecnie w obrocie są kontrakty warte od 12 do 15 mld dol. wobec 11 mld wprzypadku obligacji katastroficznych. Jego zdaniem ten wzrost jest wynikiem napływu środków z funduszy inwestycyjnych do wyspecjalizowanych firm. – Przed kryzysem fundusze specjalizujące się w katastrofach dysponowały niespełna 5 mld dol. Teraz jest to 15 – 20 mld – dodaje.

Reklama

Paul Schultz, specjalista od obligacji katastroficznych w Aon Benfield, szacuje, że poziom emisji na tym rynku zwiększy się pod koniec tego roku. – W 2010 r. wartość emisji wyniosła prawie 5mld dol. To był drugi najlepszy wynik w historii i w tym roku spodziewamy się dalszego wzrostu – mówi. Millette dodaje, że emisje prywatne są często bardziej ryzykowne niż obligacje katastroficzne podlegające ratingowi. O ile obligacje katastroficzne mogą przynieść zazwyczaj straty wwysokości 0,5 – 4 proc. i są oprocentowane na 4 – 12 proc., to emisje prywatne mają przewidywalną wysokość strat na poziomie 5 – 7 proc. i oprocentowanie sięgające kilkunastu albo nawet 20 proc.

Kiedy wUSA rozpocznie się sezon huraganów, mówi Schauble, rynki te będą w stanie lepiej wykorzystać wzrost rentowności niż tradycyjni ubezpieczyciele. Wynika to z niskiej wyceny akcji reasekuratorów – większość z nich jest wyceniana poniżej wartości księgowej. Utrudnia im to pozyskanie świeżego kapitału od inwestorów i zneutralizowanie strat. – Nie jest łatwo pozyskać świeży kapitał, kiedy jesteś wyceniany poniżej swojej wartości księgowej – mówi.