S&P wczoraj wieczorem spadał w przepaść – indeksy azjatyckie oczywiście podążyły za nim, w rezultacie czego apetyt na ryzyko został jeszcze bardziej ograniczony. Wielu samozwańczych ekspertów wieści już koniec świata, który w trakcie ostatnich 16 lat widziałem już przynajmniej pięć lub sześć razy, począwszy od kryzysu azjatyckiego na przełomie lat 1997/98, poprzez niewypłacalność Rosji i Argentyny, po Wielki Kryzys Finansowy sprzed trzech lat, ale muszę przyznać, że i teraz Kasandra mogłaby sobie nieźle zedrzeć gardło.

>>> Czytaj też: Czy to już giełdowa apokalipsa?

Ale zejdźmy z mównicy i wróćmy na rynek...

Dziś mamy publikację danych o zatrudnieniu w sektorze pozarolniczym! Powinniśmy się zatem niezmiernie ekscytować tym, co niewątpliwie okaże się niewartą funta kłaków paczką danych, których celem będzie pokazanie, że wcale nie jest tak źle, jak się wszystkim wydaje. Moim zdaniem wszelkie lepsze od oczekiwań dane zostaną w przyszłym miesiącu skorygowane, a zatem wolę tym razem dmuchać na zimne i spodziewać się, jak już zapewne się domyślacie, niezbyt dobrego wyniku. Co ciekawe, pewna szacowna instytucja (na razie jest tylko jedna którą szanuję...) spodziewa się dobrych wyników dolara praktycznie niezależnie od popołudniowych danych.

Reklama

>>> Czytaj też: Koszmar inwestorów trwa – indeksy na GPW w dół o prawie 5 proc.

Poza danymi o zatrudnieniu w sektorze pozarolniczym mamy dziś brytyjską inflację producencką PPI, a także kanadyjskie zatrudnienie i indeks Ivey.

Moja jedyna rada na dziś brzmi: trzymajcie się dziś z dala od rynku – najlepiej przyglądajcie się rzezi bez otwartych pozycji...