Choć deregulacja i automatyzacja w USA i Europie skierowały wielu graczy na tory błyskawicznych transakcji elektronicznych, w chwilach najbardziej nasilonej aktywności rynków czynnik ludzki wciąż jeszcze ma do odegrania swoją rolę.
– Poziom hałasu przy biurkach był naprawdę wysoki. W sytuacji niestabilności rynkowej system kierowania się zleceniami gorzej się sprawdza – mówi Peter Best, dyrektor handlowy w dziale brokerów głosowych Icap.

>>> Polecamy: Oto fundusze, które zarobiły krocie na giełdowych spadkach

Według Knight Capital Group, największego na świecie market makera, w szczytowym okresie niestabilności na brokerów głosowych przypadało 85 proc. transakcji. – Zwykle relacja ta wynosi 50:50, w czasie zawirowań na rykach zmienia się tak, że 75 – 85 proc. przypada na transakcje głosowe. Człowiek potrzebuje pomocy, drugiej pary oczu. A czasami też kapitału. Nie uda ci się pozyskać kapitału, jeśli będziesz zawierać transakcje tylko drogą elektroniczną – mówi Joe Mazzella, szef transakcji handlowych w Knight.
Reklama
To sprzeczne z obecnymi trendami. Zdaniem Tabb Group transakcje z udziałem tzw. czynnika ludzkiego czy też głosowe w ciągu ostatnich dwóch lat stanowiły 42 proc., co oznacza spadek z poziomu 69 proc. przed pięcioma laty. Ale w 2008 r., w szczytowym okresie kryzysu finansowego, transakcje głosowe znów odzyskały nieco popularności.
Ten trend odzwierciedla zarówno zmianę zwyczajów inwestorów, którzy chętnie korzystają z szybkich, niedrogich transakcji dokonywanych za pomocą komputerowych algorytmów, jak i skłonność domów maklerskich z Wall Street do redukcji zatrudnienia i automatyzacji wielu funkcji, by lepiej służyły rosnącej grupie osób dokonujących częstych transakcji.
Średni dzienny wolumen handlu w ciągu ostatnich dziesięciu lat uległ dramatycznemu zmniejszeniu – na amerykańskim rynku akcji jego wartość spadła o ponad 10 proc., bo inwestorzy wycofali swoje udziały, uszczuplając tym samym zyski banków.
Obsługa przez sprzedawców oznacza dla banków wyższą prowizję. Jeśli zwrot w kierunku głosowej obsługi transakcji będzie się utrzymywał, może poprawić sytuację tych banków, których akcje spadły w minionym tygodniu ostro w dół. Według szacunków Tabb prowizja z akcji sprzedanej przez sprzedawców wynosi 3,2 centa, zaś ze sprzedaży z wykorzystaniem algorytmów – tylko 0,7 centa.

>>> Czytaj też: Dramat na giełdach. Indeksy spadają w zabójczym tempie

– Cięcia w domach maklerskich wyeliminowały wielu utalentowanych brokerów – mówi Matt Simon, analityk z Tabb. – Płacąc wyższą prowizję, pomagasz utrzymać w pogotowiu ludzi... na których możesz polegać w sytuacji kryzysowej – dodaje.