"Drodzy przyjaciele,

Przygotowałem sobie takie dość uroczyste przemówienie w związku z tym, że kończy się polska prezydencja, ale sytuacja wymaga raczej działań niż długich przemówień, tym bardziej że jest to sytuacja - mimo tak dużych nadziei i oczekiwań, które są widoczne gołym okiem w państwach europejskich i na całym świecie - wobec nadziei i oczekiwań tych najbliższych dni wcale nie jest prosta. I być może najważniejszym zadaniem polskiej prezydencji jest powiedzieć kilka szczerych i mocnych słów te kilka godzin przed rozstrzygającym być może o przyszłości Europy spotkaniu.

>>> Czytaj też: Wzmocnienie wspólnoty - jedyny sposób, aby uratować nasze pieniądze

Dzisiaj wcale nie jest tak łatwo o optymizm. Część z was reprezentuje partie, które przyznają się do chrześcijańskiego rodowodu, więc mam nadzieję, że czytacie jeszcze Biblię i pamiętacie przypowieść o wieży Babel. Mam wrażenie, że w ostatnich miesiącach, chociaż rozumiemy swoje języki, chociaż deklarujemy podobne cele, to coraz trudniej ustalić nam sposób postępowania. Dzisiaj Europejczycy czekają na bardzo konkretny, zobowiązujący plan działania, dzień po dniu, tydzień po tygodniu. A nie na puste deklaracje o jedności, nie na polityczne, entuzjastyczne deklaracje o postępie.

Reklama

Rzeczywiście czasami mamy wrażenie, że Pan Bóg pomieszał nam języki, i to w przeddzień rozstrzygających spotkań. W ostatnim półtora roku i także w czasie tych sześciu miesięcy, kiedy kryzys już bardzo ostro zaczął walić do naszych drzwi, wiele razy zapowiadano, że Europa właśnie spotyka się i że to jest to ostateczne, rozstrzygające spotkanie. Pamiętam tytuły wszystkich europejskich gazet - to już jest cała wielka bibliografia artykułów na temat tego, że w styczniu, w lutym, w maju, w lipcu jest to ostateczne, rozstrzygające spotkanie. I rozstawaliśmy się w poczuciu, że niczego ostatecznie nie rozstrzygnęliśmy.

Istnieje realne zagrożenie - i także dzisiejsze spotkanie przed przyjściem naszym tutaj, do tej sali kongresowej też to pokazuje - istnieje realne zagrożenie, że jeśli się nie przebudzimy, to także to kolejne spotkanie nie będzie rozstrzygające. Tylko że więcej czasu nam już nikt nie da. Dlatego pozwólcie, że zamiast typowego dla takich spotkań optymizmu powiem kilka zdań ostrzeżenia.

Po pierwsze, nie wystarczy mówić głośno i wciąż powtarzać słowa o tym, że wspólnota europejska musi przetrwać jako całość, bo za tym przekonaniem muszą iść także propozycje, które nikogo nie wykluczą z procesu podejmowania decyzji, które nie podzielą Europę na kilka prędkości, które nie zbudują kilku coraz bardziej oddalających się od siebie klubów, złożonych z różnych państw europejskich. Każde rozwiązanie, jakie zaproponujemy, musi uwzględniać ten najważniejszy cel, dla całej Europy - cel o wymiarze historycznym, jakim jest utrzymanie i wzmocnienie naszej wspólnoty.

Niektórzy sądzą, takie mam wrażenie, że aby uratować pieniądze, trzeba narazić na ryzyko wspólnotę, że to jest taka alternatywa: ratujemy nasze pieniądze, ratujemy nasze narodowe interesy i w zamian za to jesteśmy gotowi narazić na szwank wspólnotę 27 państw. To jest diabelska alternatywa! Ci, którzy tak sądzą, mogą doprowadzić do ruiny wspólnotę europejską i nie uratują swoich pieniędzy.

To przypomina trochę sytuację sprzed II wojny światowej, kiedy Neville Chamberlain wracał do Londynu i myślał, że uratował pokój, bo wybrał hańbę. Była i hańba i przyszła wojna. Dzisiaj musimy sobie powiedzieć, że uratujemy nasze pieniądze, ochronimy nasze narodowe interesy tylko poprzez utrzymanie i wzmocnienie wspólnoty 27 państw! To jest conditio sine qua non, to jest kluczowe podejście do problemu wychodzenia z kryzysu. Każde inne będzie dla Europy w perspektywie zabójcze.

Nie możemy dopuścić do siebie myśli, a ona czasami się w debatach pojawia, że Europa szeroka, Europa złożona z 27 państw, a za chwilę z 28, Europa gotowa do rozszerzania, Europa, która jest w stanie ekspandować swoje wartości na zewnątrz, Europa, która potrafi rosnąć, że taka Europa jest niezdolna do pokonania kryzysu. Jest dokładnie odwrotnie. Ci, którzy nie wierzą we własne siły, ci, którzy stawiają na redukcję, na budowę ekskluzywnego, dzisiaj jeszcze być może zamożnego klubu przegrają szansę, jaką jest wielka Europa ze zdolnością, z wewnętrzną siłą, która pozwoli nam ten kryzys przełamać.

Kryzys finansowy może okazać się dla Europy błogosławieństwem, jeśli wyciągniemy z tego kryzysu wnioski, które Europę wzmocnią. Ale może się okazać ostatecznym przekleństwem, jeśli metodą na wyście z tego kryzysu miałoby być unicestwienie wspólnoty, osłabienie dwudziestki siódemki. Dlatego proszę Was, pilnujcie także swoich liderów, aby jutro i pojutrze w Brukseli zrobili wszystko, aby metody wychodzenia z kryzysu były metodami wspólnotowymi, aby używać umiejętnie już zapisanych zasad i reguł, aby tę dyscyplinę odnajdywać w sobie, aby używać mądrze i odważnie wszystkich instytucji europejskich, żeby hasło solidarności europejskiej nie było hasłem pustym, pięknie brzmiącym, ale pustym.

To jest wyzwanie, z którego rozliczą nas naprawdę przyszłe pokolenia. Europa z tego kryzysu musi wyjść silniejsza i naszą wspólną odpowiedzią musi być prawdziwy akt wiary w Europę złożoną z 27 państw, nie 27 minus, nie 17 plus, tylko 27 dumnych państw, które wierzą w to, że kolejne państwa do tej wspólnoty dołączą. Jestem o tym przekonany, że stać nas na to, choć ten optymizm dzisiaj wymaga szczególnej determinacji.

Dziękuję bardzo".