Jeżeli chodzi o wzrost, to grozi nam zapewne głęboka i długa recesja. Kluczowym elementem tej układanki jest system bankowy, uosobienie sprzeczności europejskiego eksperymentu z unią monetarną. Niemal nieustannie od 2007 roku system wykazuje niepokojące luki w zarządzaniu ryzykiem, pogłębiane przez potężne braki w nadzorze w niektórych krajach. W ostatnich dwóch latach spadek wiarygodności państw sprawił, że system stał się jeszcze bardziej kruchy.

>>> Czytaj też: Kawały o IV Rzeszy? W Grecji to norma

Udzielanie gwarancji przez państwa członkowskie rodzimym bankom i zaangażowanie tych banków w obligacje rządowe krajów peryferyjnych przyspieszyły sprzężenie zwrotne pomiędzy obligacjami rządowymi i warunkami finansowania banków. Wynikiem jest fragmentaryzacja. Euro trzymane w greckim banku nie jest warte tyle samo, co euro w banku niemieckim. Może to spowodować powolną śmierć unii walutowej. Zamiast walczyć z tym trendem, plan rekapitalizacji uzgodniony 27 października wzmacnia go. Wprowadzono więcej gwarancji bankowych na poziomie narodowym, a nie wprowadzono żadnych na poziomie europejskim.

>>>Polecamy: Merrill Lynch: Polska będzie podatna na ryzyko finansowania, ale w małym zakresie

Reklama

Co więcej, przy podnoszeniu minimalnego wskaźnika kapitałowego do dziewięciu procent liderzy uznali, że stosowana będzie bieżąca wycena rynkowa dla zaangażowania każdego banku w obligacje rządowe. Wycena godziwa jest rozsądnym rozwiązaniem na rynkach finansowych. Jednak w niebezpieczny sposób pogłębia trend gospodarczy, kiedy jest stosowana w stosunku do obliczeń kapitałowych regulatorów, szczególnie gdy dotyczy papierów dłużnych o przedłużonej zapadalności.

To recepta na potężne ograniczenie akcji kredytowej i błędną alokację aktywów, na co mamy coraz więcej dowodów. Ta sytuacja powinna zostać skorygowana, zanim wymknie się spod kontroli. Europejski Bank Centralny wprowadził bezprecedensową linię płynnościową, ale ten krok nie może zlikwidować podstawowego problemu związanego z zadłużeniem państw. Obie strony równania powinny zostać rozwiązane. Z jednej strony europejskie mechanizmy finansowe powinny przynajmniej po części zastąpić gwarancje narodowe, koncentrując się na depozytach detalicznych, w przypadku których gwarancje publiczne są najbardziej zharmonizowane i najmniej kontrowersyjne.

Z drugiej strony liderzy powinni pracować nad częściowym zastąpieniem długu narodowego znajdującego się w posiadaniu banków wspólnymi obligacjami europejskimi, co jednak zależy od postępów dyskusji na froncie fiskalnym. Takie posunięcie pomogłoby ograniczyć nieracjonalne koncentrowanie się na bilansach banków w krajach peryferyjnych, w szczególności w Hiszpanii i we Włoszech. Oczywiście takie działania wymagałyby politycznego zaangażowania, którego na razie nie widać. Nie będzie jednak trwałej unii monetarnej bez zintegrowanego systemu bankowego, który wymaga spójnego kalendarza politycznego. Istnieją jednak dwie potężne przeszkody dla tego rozwiązania. Po pierwsze, trudne decyzje fiskalne wymagają pełnej odpowiedzialności przed obywatelami strefy euro, przynajmniej w perspektywie średnioterminowej.

Ustanowienie takiej odpowiedzialności może wymagać reformy i wzmocnienia Parlamentu Europejskiego albo stworzenia izby posiadającej pełnomocnictwa parlamentów narodowych, albo jednego i drugiego. Po drugie strefa euro musi wykorzystać istniejące instrumenty w ramach liczącej 27 członków Unii Europejskiej, takie jak stworzony niedawno Europejski Urząd Bankowy z siedzibą w Londynie. To staje się trudniejsze z powodu rosnącego dystansu politycznego pomiędzy Wielką Brytanią i strefą euro, który pogłębił się, kiedy premier David Cameron postawił weto na szczycie 9 grudnia.

Opcja pragmatyczna zakłada koegzystencję strefy euro i instrumentów unijnych, przynajmniej przez jakiś czas, ale będzie to skomplikowane i na pewno nie obędzie się bez tarć. Polityczne potwierdzenie integralności systemu bankowego w strefie euro nie wymaga nowych traktatów. Jednak spotka się ono z silnym sprzeciwem politycznym, nie tylko ze strony poszczególnych banków, obawiających się utraty narodowych przywilejów albo ochrony.

Jednak stworzenie unii bankowej, analogicznej do unii fiskalnej, za którą opowiada się dzisiaj kanclerz Niemiec Angela Merkel, nie oznaczałoby końca narodowej i lokalnej specyfiki. Współzależności pomiędzy bankowością a strukturami politycznymi pozostaną. Jednak polityka bankowa prowadzona na poziomie strefy euro, która byłaby ponad nimi, jest niezbędnym warunkiem przetrwania unii monetarnej.