Nawet główny czynnik poprawiający humory inwestorów, tanie trzyletnie pożyczki oferowane przez Europejski Bank Centralny bankom komercyjnym w celu wzmocnienia ich płynności, jest ryzykowny. EBC musi się zdecydować na otwarcie tej linii z ciężkim sercem.

>>> Czytaj też: Europa musi dłużej pracować. Na utrzymanie emerytów nie stać nawet Niemców

Po pierwsze, sednem kryzysu jest stopniowa utrata statusu referencyjnego obligacji państw członkowskich strefy euro. Suwerenne, wolne od ryzyka aktywa to fundament, na którym jest zbudowany skomplikowany system finansowy. Ponieważ jednak obligacje suwerenne strefy euro są postrzegane jako obarczone ryzykiem niewypłacalności, fundament ten staje się coraz bardziej kruchy, a rosnąca nieufność zaczyna dotyczyć coraz większej liczby krajów i segmentów rynku. W obecnej sytuacji nawet Niemcy nie unikną prawdopodobnie obniżki ratingu kredytowego. Unia monetarna będzie coraz bardziej niestabilna, chyba że na poziomie strefy euro zostanie stworzony wiarygodny system aktywów referencyjnych. Może on być wspierany przez wspólne gwarancje państw członkowskich (różne koncepcje paneuropejskich obligacji) albo przez możliwość centralnego pobierania podatków, tak jak ma to miejsce w większości istniejących unii fiskalnych. Stworzenie Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego (ESM) jest nieśmiałym krokiem w tę stronę.
Reklama
Po drugie, ryzyko kredytowe związane z długiem suwerennym tworzy w rodzimym systemie bankowym problemy, których nie można rozwiązać za pomocą tradycyjnych narzędzi. To dlatego plan dokapitalizowania banków z końca października 2011 roku, który oceniał potrzeby kapitałowe każdego banku na podstawie wahań rentowności obligacji rządowych, okazał się polityczną porażką. Permanentnej kruchości europejskiego systemu bankowego nie da się naprawić, dopóki nie zostanie naprawiony system fiskalny strefy euro. Przy braku takiego rozwiązania EBC jest w pełni usprawiedliwiony, oferując nieograniczoną pomoc płynnościową, nawet jeżeli oznacza to przedłużone istnienie „zombi-banków” i związaną z tym nieefektywną alokację kredytów. Liderzy powinni wspierać system bankowy, rozszerzając gwarancje strefy euro na krajowe systemy ubezpieczeń depozytów, by zapobiec groźbie paniki bankowej, ale nie mogą liczyć na to, że stanie on na własnych nogach przed stworzeniem obligacji paneuropejskich.
Po trzecie, rozwiązanie kryzysu zależy przede wszystkim nie od mądrej inżynierii finansowej, ale od politycznego i instytucjonalnego przełomu na poziomie europejskim. O ile jednak system polityki narodowej traci swoją autonomię, istniejące instytucje europejskie pozostają zbyt słabe i niewystarczająco demokratyczne, by zapewnić wystarczającą podstawę do podejmowania decyzji politycznych. Dobrym punktem wyjścia byłaby równa reprezentacja obywateli Unii w Parlamencie Europejskim (gdzie duże kraje są obecnie w niewystarczającym stopniu reprezentowane). Nic z tego nie uda się osiągnąć bez znaczącej zmiany traktatu, co niesie ze sobą poważne ryzyko, ale nie ma innej alternatywy dla przetrwania euro.
Wszystkie te wyzwania widać obecnie na głównym polu bitwy, czyli w Grecji. Niemiecki rząd najwyraźniej przyjął do wiadomości, że wyjście Grecji ze strefy euro spowodowałoby gigantyczną katastrofę, ale system polityczny tego kraju nie ulega wystarczającym korektom. Jeżeli dojdzie do dramatycznego wyboru, większość Greków będzie prawdopodobnie wolała pozostać we wspólnocie walutowej, niż bronić do upadłego gospodarczej suwerenności swojego kraju. Jednak ta suwerenność musi zostać przetransferowana do demokratycznego podmiotu, w którym Grecy będą mieli prawo głosu, a nie do Niemiec lub „Merkozy’ego”.
Nie ma łatwej i szybkiej drogi do rozwiązania skomplikowanego europejskiego równania, ale jedna rzecz jest pewna: status quo, nawet z ESM i paktem fiskalnym jest w dłuższej perspektywie nie do utrzymania. Uspokojenie na rynkach musi zostać wykorzystane do przygotowania następnych kroków. W przeciwnym razie będzie to kolejna zaprzepaszczona szansa.
Nie ma łatwej drogi do rozwiązania europejskiego równania. Jedno jest pewne – obecny stan strefy euro jest nie do utrzymania
ikona lupy />
Nicolas Veron francuski ekonomista z Instytutu Bruegla / DGP