Z kolei wczorajszy wyrok trybunału konstytucyjnego RFN wydłuży procedury podejmowania decyzji w sprawie bailoutów.

W ten sposób Berlin wysunął się na czoło państw opóźniających decyzje w sprawie zmian w strefie euro. Plan się sypie To jednak nie koniec złych informacji dla entuzjastów niemiecko- francuskiego modelu reform w UE.

Również wczoraj Irlandia zapowiedziała, że ratyfikuje pakt fiskalny. Ale w drodze referendum. Historia plebiscytów unijnych na Wyspie pozwala założyć, że lek Merkel – Sarkozy’ego na choroby europejskie może zostać tam odrzucony. Najważniejsza jest jednak decyzja sądu w niemieckim Karlsruhe. Uznał on za niekonstytucyjną część przepisów ustawy o współdecydowaniu parlamentu w kwestiach związanych z Europejskim Instrumentem Stabilności Finansowej (EFSF), urzędem zajmującym się wypłacaniem pieniędzy w ramach unijnych bailoutów. Ustawa przewidywała, że w szczególnych, niecierpiących zwłoki (lub poufnych) przypadkach odpowiednie decyzje w imieniu Bundestagu może zatwierdzać specjalna komisja złożona z dziewięciu posłów.

>>> Czytaj też: Ostatnie słowo należy do ludu. W Irlandii będzie referendum ws. paktu fiskalnego

Reklama

Przepis o kapturowych bailoutach został jednak zaskarżony do trybunału przez dwóch deputowanych opozycyjnej Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD). – W tak ważnych kwestiach nie wolno zastąpić izby federalnej dziewięcioosobową komisją – mówił wówczas tygodnikowi „Der Spiegel” jeden z wnioskodawców Swen Schulz. Komisja została wówczas zawieszona na czas obrad trybunału. Wczoraj sąd niemal w całości przychylił się do skargi socjaldemokratów. Niemiecki system polityczny charakteryzuje się wybitnie silną rolą trybunału konstytucyjnego. Proces decyzyjny w Unii Europejskiej był wielokrotnie wydłużany właśnie ze względu na interwencje 16 konstytucjonalistów.

Ratyfikacja traktatu lizbońskiego opóźniła się o rok, gdyż sędziowie zażądali uchwalenia specjalnych ustaw kompetencyjnych, które dałyby Bundestagowi prawo głosu w unijnym procesie decyzyjnym. We wrześniu 2011 r. trybunał zadecydował zaś, że parlamentarna komisja budżetowa musi każdorazowo zatwierdzać decyzje dotyczące bailoutów. Właśnie dlatego październikowy szczyt UE w sprawie wzmocnienia EFSF został przerwany na trzy dni, by Angela Merkel mogła uzyskać zgodę Bundestagu. Kto naciska na kogo Trybunał nie miał jednak bezpośredniego wpływu na odwołanie piątkowego szczytu państw strefy euro. Na spotkaniu miały zapaść decyzje w sprawie wzmocnienia EFSF. Na taki krok naciskają Brytyjczycy, MFW i szef Eurogrupy, a zarazem premier Luksemburga Jean-Claude Juncker. Chodzi o to, by już dostępne 250 mld euro połączyć z 500 mld euro, którymi ma dysponować europejski mechanizm stabilizacyjny, mający w 2013 r. zastąpić EFSF. Rząd w Berlinie mówi „nie”. W rezultacie zamiast szczytu strefy euro odbędzie się jedynie krótkie spotkanie Eurogrupy, czyli ministrów finansów państw strefy euro.

>>> Czytaj też: Drożejąca ropa naftowa to pogłębienie recesji w Europie

Eurogrupa ma ocenić postępy Grecji w uchwalaniu kolejnych cięć, które mają umożliwić ostateczne przyznanie jej drugiego, wartego 130 mld euro programu pomocowego. Odwołanie szczytu nie dotyczy posiedzenia Rady Europejskiej, czyli szczytu wszystkich państw UE. – Jak na razie ani działania Niemiec, ani Brukseli nie idą w kierunku uchronienia Grecji, ale raczej odkładają na później ryzyko niekontrolowanej upadłości, która może być katastrofalna – mówi DGP brytyjski eurodeputowany Martin Callanan. – Rozumiem punkt widzenia podatników niemieckich czy fińskich, którzy nie chcą płacić za innych rachunków. Ale jeśli nie są do tego gotowi, trzeba po prostu pozwolić Grecji wyzwolić się z ciasnego gorsetu, który uszyły jej Niemcy – dodaje.