Ledwo strefa euro zdołała ugasić pożar wokół bankrutującej Grecji, pojawiło się nowe zagrożenie, które może zepchnąć ją w recesję – szybko rosnące ceny ropy naftowej.

Baryłka ropy brent przekroczyła w piątek poziom 125 dolarów, czyli najwyższy od 10 miesięcy. Był to zarazem historyczny rekord ceny w przeliczeniu na euro (93,60).

Wczoraj wprawdzie spadła o niespełna dwa dolary, lecz jest to raczej korekta niż odwrócenie trendu. Zdaniem analityków jeśli napięcie wokół Iranu – będące główną przyczyną obecnego wzrostu cen – się utrzyma, wkrótce mogą zostać osiągnięte zeszłoroczne szczyty – 127 dolarów, a nawet historyczny rekord z 2008 r. – 147 dolarów. A to się przełoży na spowolnienie wzrostu gospodarczego, szczególnie w Europie.

>>>> Czytaj też: MAE: nadchodzi złota era gazu. Łupki przetasują karty na rynku surowców

Reklama

– Jeśli będziemy świadkami nagłego, szybkiego wzrostu cen ropy, będzie to czynnikiem, który spowoduje obniżenie naszych prognoz wzrostu dla strefy euro. Jeśli się one utrzymają na wysokich poziomach, może to doprowadzić do przekształcenia łagodnej recesji w coś bardziej poważnego – mówi Reutersowi Julian Callow, analityk z Barclays Capital.

Eksperci są podzieleni w ocenie, jaki poziom cen stanie się poważnym zagrożeniem dla wzrostu gospodarczego. Andrew Milligan, główny strateg z Standard Life Investments z Edynburga, uważa, ze dopóki baryłka ropy nie przekroczy 140 dolarów, nie ma powodu do paniki.

Z kolei ekonomiści z JP Morgan sądzą, ze krytyczny poziom jest o 10 dolarów niżej. – Jeśli baryłka brent przekroczy w związku z obawami o dostawy 130 dolarów, negatywne konsekwencje tego przyćmią wszystkie pozytywne dane gospodarcze – napisał bank w komunikacie.

Wprawdzie korelacje miedzy cenami ropy a wzrostem gospodarczym są bardziej skomplikowane, ale analitycy generalnie zgadzają się, że w obecnej sytuacji Europa jest bardziej podatna na skoki cen niż Stany Zjednoczone. Te wykazują bowiem znacznie silniejsze oznaki ożywienia gospodarczego, a na dodatek korzystają na spadających cenach gazu ziemnego.

Tymczasem w minionym tygodniu Komisja Europejska zrewidowała w dół prognozy wzrostu gospodarczego na ten rok – PKB strefy euro skurczy się o 0,3 proc., zaś całej Unii Europejskiej pozostanie na niezmienionym poziomie.

– W związku z tym, ze obawy o bankructwo Grecji nie ustały, a w innych krajach wprowadzane są programy oszczędnościowe, europejska gospodarka jest bardziej podatna na szoki wszelkiego rodzaju, w tym ten związany z rosnącymi cenami ropy – mówi Julian Jessop z londyńskiego instytutu Capital Economics. Ale z takim scenariuszem trzeba się liczyć – jak ogłosił w zeszłym tygodniu amerykański bank inwestycyjny Merrill Lynch, ceny ropy mogą w ciągu pięciu lat przekroczyć barierę 200 dolarów za baryłkę.

>>> Czytaj też: Pięć nowych potęg gospodarczych świata