Ale na tym kończy się różnica. Zresztą Polska nie wyróżnia się specjalnie, bo wszędzie w chrześcijańskim świecie ludzie dostają przedziwnego szału. Powoduje to sama idea świąt, którą od lat badają antropologowie. Najprościej to opowiedzieć, zwracając uwagę na dwa czynniki: dni wolne od pracy oraz okazję do zorganizowania uroczystości.

Coraz rzadziej, ale wciąż jest to także okazja do spotkania rodziny, także tej dalszej, którą widujemy raz czy dwa w roku. Świętami należy się zatem cieszyć, czyli właśnie świętować. I dlatego należy składać sobie najlepsze życzenia z tej okazji. Jednak również coraz częściej święta to nie jest odpoczynek od mozolnej pracy, jak to było przed kilkudziesięciu czy kilkuset laty, oraz okazja do przeżycia czegoś nadzwyczajnego.

Przeciwnie – to wymyślanie wyszukanych potraw oraz napaść reklamowa na Bogu ducha winnych obywateli. Promocje świąteczne i oferty najzupełniej wyjątkowe docierają do nas ze wszystkich stron. Ja sam codziennie odbieram kilkanaście takich ofert przez internet i to nie tylko ze sklepów, ale także od banków czy od sprzedawców samochodów. Rozumiem, że jest to część naszej konsumpcyjnej rzeczywistości, lecz obawiam się, że w tym wszystkim zupełnie zapominamy o świętowaniu, a męczymy się bardziej niż normalnie.

A przecież okres świętowania rozpoczyna się co najmniej od Wielkiego Czwartku i do niedzieli są to dni skupienia. Dopiero w niedzielę powinniśmy się radować, bo to dzień największej radości w roku. Mam podejrzenie, że sama idea świąt jako szczególnych dni coraz bardziej się rozmywa i zostają tylko potrawy i obyczaje przy stole. Poza tym święta niewiele się różnią od majowego tygodnia, kiedy też uda się nam wymknąć z pracy. Coraz częściej na święta wyjeżdżamy dokądkolwiek, bo to ma nam dać więcej radości.

Reklama

Wtedy święta już w ogóle nie różnią się od urlopu, tylko pogoda mniej pewna. Zanik radości ze świętowania jest cechą całej kultury zachodniej. Jedne obyczaje zostały zapomniane, inne nie są specyficzne dla świąt wielkanocnych, a jeszcze inne sprowadzają się do braku umiarkowania w jedzeniu i piciu, co nie tylko stanowi grzech, ale po prostu nam szkodzi. W dyskusji na temat emerytur rzadko pojawiającym się argumentem jest to, jak ludzie organizują sobie czas, kiedy przejdą na emeryturę, co też jest dla nich rodzajem święta. Bardzo wielu z tych, którzy jeszcze korzystali i korzystają ze stosunkowo wczesnego momentu przejścia na emeryturę, kompletnie nie wie, jak sobie z tym poradzić.

Jak sobie poradzić z czasem, który nie jest zorganizowany przez pracę i przez dni wolne od pracy. Podobnie jest ze świętami. Z dzieciństwa pamiętam szczególną atmosferę świąt, która w tamtych, komunistycznych przecież czasach nie była szczególnie konsumpcyjna, bo nie było czego konsumować. Pamiętam też przeraźliwie nudne niedzielne popołudnie, bo nikt nie wiedział w pracującym domu, jak sobie poradzić nie ze zwyczajną niedzielą, ale ze świętem. Winni tego pogłębiającego się stanu rzeczy są wszyscy, łącznie z Kościołem, który wprawdzie nakazuje nam rozmaite znane z góry zachowania, ale zgodnie ze swoją naturą nie potrafi zachęcić nas do tego, byśmy się naprawdę radowali.

Wielu z nas wykonuje więc w święta nakazane zachowania, ale nie to stanowi o szczególnym charakterze tego specjalnego czasu. Co więc o tym stanowi? Wydaje się, że po prostu nic. Że przestaliśmy się umieć naprawdę cieszyć, bo utylitarny świat, jaki nas otacza, skłania nas do radości z byle powodu, więc specjalne okazje niewiele się różnią od innych, codziennych. Tyle że to nie jest radość prawdziwa, a tylko satysfakcja, zaspokojenie. To za mało i dlatego nie życzę państwu wesołych świąt, lecz niespotykanej przez cały rok radości, radości wyższego gatunku. Spróbujmy się o nią postarać ze wszech sił.