Każdy, kto trochę pobędzie w Paryżu, prędzej czy później zaczyna zastanawiać się, dlaczego paryżanie są tacy smutni. W trakcie ostatnich wyborów sytuacja tylko się pogorszyła. Mieszkam tu od 10 lat i jestem niemal uzależniony od polityki, lecz nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że najlepszym obrazem kampanii wyborczej byli posępni paryżanie brnący w deszczu na tle plakatów wyborczych.

Francuscy politycy są odzwierciedleniem narodowego pesymizmu. Za każdym razem obiecują „bronić” obywateli przed zagranicznymi kapitalistami lub imigrantami, a Nicolas Sarkozy przed jednymi i drugimi.

Socjalista François Hollande, zwycięzca niedzielnych wyborów, powiedział: „Mając wybór między ochroną elit, a ochroną francuskich dzieci, podjąłem już decyzję”. Dlaczego więc Francuzi są tak przestraszeni i smutni?

Na pierwszy rzut oka nie dzieje się źle. W najchętniej odwiedzanym kraju świata da się pogodzić rodzinę i karierę, praca jest wydajna, można dobrze zjeść, inwestycje napływają masowo, a pociągi kursują punktualnie. Przeciętny Francuz dożyje 81 lat.

Jednak według Instytutu Gallupa, Francja to światowy czempion pesymizmu. W badaniu przeprowadzonym w 51 krajach, dotyczącym oczekiwań na 2012 rok, Francuzi byli mniej optymistyczni nawet od Afgańczyków i Irakijczyków.

>>> Czytaj też: Francuzów czekają wyrzeczenia. Ich kraj może wpaść w "oko cyklonu" zadłużenia

Widzę dwa możliwe wyjaśnienia tego fenomenu – w mikro i makroskali. Mikroskala dotyczy francuskiego szkolnictwa, które zdaje się unieszczęśliwiać Francuzów na całe życie. Peter Gumbel, autor szokującej książki On achève bien les écoliers (Tu zabija się uczniów), twierdzi, że we francuskich szkołach uczniowie są rzadko chwaleni, za to często słyszą, że do niczego się nie nadają. Stąd być może biorą się typowo francuscy biurokraci, sprzedawcy czy sąsiedzi, którzy zwracają się do innych jak nauczyciel karcący głupie dziecko.

We Francji uczniowie mają raczej niskie stopnie, lecz ocena zależy od tego, jakie będą pozostałe wyniki. To czyni z uczniów rywali i prawdopodobnie sprawia, że w późniejszym życiu nie ufają sobie nawzajem. Nie tylko obcokrajowcom, politykom i bogatym. Francuzi nie ufają nikomu.

Powody do przygnębienia widać też w skali makro. Od 1940 roku znaczenie Francji w świecie stale się zmniejsza. Dwa pokolenia wystarczyły, by przestała być globalnym mocarstwem i dziś wszystko, co wzbudza największą dumę Francuzów albo należy już do przeszłości, albo jest gdzieś na wsi, a to wychodzi na jedno. Nam, Brytyjczykom, został chociaż nasz język, który zyskuje światowy zasięg. Francuzi jednak boją się globalizacji i niepokoi ich, że swój kluczowy slogan Hollande wygłosił po angielsku, w Londynie: „I’m not dangerous” – powiedział.

Sarkozy to handlarz strachem, więc dobrze zna się na francuskich lękach. Stwierdził, że przesłanie wyborców Frontu Narodowego było jasne: „Nie chcemy zmian w naszym życiu”. Front Narodowy rzeczywiście zbudowany jest na strachu, lecz wydaje się, że większość Francuzów myśli podobnie. Boją się zmian, bo żyją najlepiej na świecie. Mają więc coś do stracenia. Jeśli dorzucimy do tego francuską edukację, to będzie to dobry powód do obaw.

>>> Polecamy: Mrowiec: wybór Hollande'a na prezydenta będzie miał pozytywne skutki dla Polski

ikona lupy />
Widok z okna restauracji w Paryżu / Bloomberg