Armia inspektorów sanitarnych od tygodnia szturmuje lokale i miejsca użyteczności publicznej w miastach, w których rozgrywane będą mecze w ramach piłkarskich mistrzostw Europy. Pod lupę sanepidu trafiają nawet najmniejsze sklepiki, środki komunikacji zbiorowej, wszystkie bez wyjątku lokale gastronomiczne, a nawet szpitale i dworce. W sumie do dnia rozpoczęcia Euro przebadanych ma zostać kilkadziesiąt tysięcy punktów. Nie tylko tych położonych na terenie miast gospodarzy, lecz także przy prowadzących do nich drogach. Inspektorzy sprawdzają nawet restauracje przy autostradach A1 czy A2 oraz na trasie do granicy z Ukrainą. I zapowiadają, że nie spoczną do końca turnieju.
– W dniu meczu w każdym z miast gospodarzy raz jeszcze przebadamy wszystkie placówki handlujące żywnością. Jesteśmy do tego przygotowani – w sanepidzie zatrudnionych jest ponad 10 tys. osób., z czego około 1,5 tys. jest wyspecjalizowanych w kontroli żywności. A nawet jeżeli okaże się, że to za mało, to pracownicy, którzy na co dzień nie zajmują się kontrolami, lecz mają wiedzę w tym zakresie, dostaną jednodniowe upoważnienie do ich przeprowadzania – zapowiada Jan Bondar, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Deklaracje GIS wydają się nierealne, ale czas pokaże, czy rzeczywiście takie były.
Tymczasem kontrole już dają się we znaki przedsiębiorcom. – To sposób, aby zniechęcić ludzi do prowadzenia biznesu – bulwersuje się Jan Kościuszko, właściciel sieci Polskie Jadło. Przyklaskuje mu właścicielka jednego z barów położonych w pobliżu Stadionu Narodowego. – Tak się nie da żyć. Usługujemy inspektorom, zamiast klientom – mówi.
Sanepid wychodzi z założenia, że ryzyko jest zbyt duże, i nie ma zamiaru stosować taryfy ulgowej. Deklaruje, że jeżeli w jakimś przypadku wykryte zostaną nieprawidłowości mogące zagrażać zdrowiu kibiców, to miejsca takie będą po prostu zamykane na czas Euro 2012. Mało brakowało, a taki los spotkałby hotel, w którym ma mieszkać reprezentacja Czech.
Reklama
– Wykryliśmy w nim legionellę. To bakteria żyjąca w wodociągach, która – jeśli przedostanie się do płuc – może spustoszyć organizm. Dodatkowo zakażenia nią mogą występować na masową skalę – opowiada Jan Bondar. Dodaje, że na szczęście legionellę można szybko usunąć – wystarczy dezynfekcja i podgrzanie wody w rurach do temperatury powyżej 60 stopni Celsjusza. Dzięki temu hotel nie został zamknięty, ale szeroko zakrojona akcja sanepidu doprowadziła m.in. do zamknięcia fontanny w centrum jednego z miast organizatorów.
W najgorszym stanie są dworce. Z raportu sporządzonego przez sanepid po ich kontroli wynika, że nie tylko łazienki, ale nawet perony i poczekalnie są w złym stanie sanitarno-higienicznym. Inspektorzy negatywnie odnoszą się do rzeczy, na które do tej pory nie zwracali uwagi – odrapanych ścian czy odklejającej się wykładziny. Wszystkie uchybienia mają zostać usunięte do końca maja. – Dopilnujemy tego – gwarantują przedstawiciele sanepidu. W pociągach natomiast kontrolerzy wytykają tyle wykroczeń przeciwko przepisom, jakby koleją nie jeździli przynajmniej od dekady. Najbardziej obrywa się barom – nie ma w nich warunków do przechowywania mrożonek, niewłaściwa jest obróbka wstępna warzyw, a na dodatek ich pracownicy nie są w stanie przedstawić orzeczeń lekarskich do celów sanitarno-epidemiologicznych.
Prosto z Warsu zatem kibic może trafić do szpitala. Dlatego sanepid przyjrzał się także placówkom zdrowia, zwłaszcza tym wyznaczonym do pełnienia dyżurów podczas Euro. Ich przedstawiciele zostali już poinstruowani, że mają od razu informować sanepid o dziwnych przypadkach zachorowań i nietypowych schorzeniach.
– Polska jest bardzo dobrze przygotowane do najazdu turystów. Zarzuty ze strony innych krajów, że nasz kraj to siedlisko chorób zakaźnych, są bezpodstawne – mówi Jan Bondar. I udowadnia to na konkretnym przykładzie – liczba zatruć pokarmowych w skali roku wynosi 8 tys., czyli tyle, ile w Niemczech. Tyle że u nas do połowy z nich dochodzi na imprezach rodzinnych. Wniosek: po akcji służb sanitarnych bezpieczniej będzie jeść z w barze na warszawskiej Pradze niż w domu. Przynajmniej teoretycznie.