Z problemem niekorzystania z usług bankowych w małych miejscowościach i na wsi mamy do czynienia od początku transformacji. Jest to nie tylko problem ekonomiczny, lecz także społeczny.
Jerzy Głuszyński: Według najnowszych badań Pentora w Polsce z banków nie korzysta w ogóle 39 proc. mieszkańców małych miast i 27 proc. dużych ośrodków miejskich. Spośród grupy niekorzystających 56 proc. to mężczyźni, a 54 proc. – kobiety. Interesujące jest to, że 40 proc. grupy nieubankowionych Polaków to osoby powyżej 60. roku życia. W jaki sposób z usług bankowych korzystają mieszkający poza dużymi aglomeracjami? Otóż, jak pokazują badania, z bankowości internetowej korzysta co drugi z nich, w dużych miastach dwóch na trzech. Poza aglomeracjami 58 proc. posiadających konto posługuje się też ROR-em, w miastach odsetek ten sięga 71 proc. Generalnie im większe miejscowość, tym liczba produktów, z których się korzysta, jest większa. I jeszcze jeden wskaźnik opisujący klientów banków w miastach średni okres przywiązania do danego banku sięga 7,9 roku, a w mniejszych miejscowościach jest to 8,4.
Szymon Midera: Według badań firmy Deloitte, którymi dysponuję, w naszym kraju wskaźnik nieubankowienia sięga 33 proc., co oznacza, że z usług bankowych nie korzysta około 10 mln Polaków. W tej grupie 75 proc. stanowią osoby z małych miejscowości poniżej 50 tys. mieszkańców oraz wsi. Prognozy są jednak dość optymistyczne, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że w 2003 r. wskaźnik nieubankowienia sięgał 40 proc., a w 2025 r. ma on wynieść 18 proc. Wszystko wskazuje na to, że sytuacja będzie się zdecydowanie poprawiać.
Jakie są powody pozostawania tak dużej grupy Polaków poza systemem bankowym?
Reklama
Szymon Midera: Podzieliłbym powody na kilka grup: ekonomiczne, czyli brak oszczędności; infrastrukturalne, czyli brak sieci bankowej; produktowe, czyli brak odpowiedniej oferty dla tej grupy klientów oraz mentalne. I te ostatnie są, moim zdaniem, kluczowe. Po pierwsze bank kojarzy się z oszczędnościami, a wciąż olbrzymia grupa Polaków deklaruje, że takowych nie posiada. Po drugie, wolą trzymać pieniądze w skarpecie, a nie w banku. Wydaje się im, że tak jest wygodniej, że łatwiej jest przelewać pieniądze za pomocą przekazów pocztowych zamiast z konta w banku.
Janusz Wojtas: Powody pozostawania poza systemem bankowym przez wielu Polaków mieszkających poza aglomeracjami mają swoje podłoże w rozwoju społeczno-gospodarczym poszczególnych regionów czy miejscowości. Generalnie im ten poziom jest wyższy, tym problem mniejszy. Poza tym jest to efekt polityki banków, które do tej pory nie były zmuszone do penetrowania słabiej rozwiniętych i mniej zurbanizowanych regionów. I wreszcie są to powody o charakterze ekonomiczno-społecznym. Polska prowincjonalna to Polska biedniejsza i mniej wyedukowana.
Co tracą nieposiadający konta bankowego?
Jerzy Różyński: Z problemem nieubankowienia zazwyczaj spotykamy się w małych miejscowościach. Wśród nieubankowionych największą grupę stanowią osoby starsze. Druga to osoby w średnim wieku o niskim statusie społecznym, nieposiadające żadnych oszczędności. Obydwie grupy tracą możliwość korzystania z usług bankowych. Osoby nieposiadające konta bankowego nie korzystają z bezpieczeństwa ofiarowanego przez banki, jak również nie tworzą pozytywnej historii rachunku umożliwiającej łatwiejszy dostęp do kredytów i pożyczek. W dużej mierze odpowiedzialny za to jest brak odpowiedniej edukacji. Stąd tak ważna jest działalność banków spółdzielczych, które organizują projekty edukacyjne zarówno dla młodszych, jak i starszych. Bank spółdzielczy edukację klientów zaczyna już od przedszkola, zachęcając dzieci do oszczędności. Krajowy Związek Banków Spółdzielczych wspólnie z Narodowym Bankiem Polskim także prowadzi regularną działalność edukacyjną na temat wykluczenia społecznego wynikającego z braku rachunku bankowego. Budujemy świadomość dotyczącą wykluczenia finansowego także poprzez naszych członków – spółdzielców, a jest ich 2 mln. Edukują oni swoich sąsiadów, z mniejszych miejscowości i to właśnie oni najłatwiej mogą przekonać do założenia konta czy zaciągnięcia kredytu.
Szymon Midera: Staramy się Polakom pokazać korzyści z posiadania rachunku, mówiąc wprost: „Jeśli otworzysz rachunek, będziesz miał przelewane w sposób bezpieczny pieniądze z emerytury czy wynagrodzenia. Dzięki temu zyskasz historię w BIK, co pozwoli ci korzystać z banków, a nie drogich parabanków. Dodatkowo będziesz miał dostęp do swoich pieniędzy poprzez telefon i internet”. To są nasze najważniejsze argumenty i sądzę, że dość przekonujące, ponieważ w 2011 roku Bank Pocztowy pozyskał ponad 250 tys. nowych klientów. W tym roku liczymy na kolejne blisko 300 tys. W efekcie do 2015 roku nasza strategia przewiduje posiadanie 3 mln klientów. To będzie proces i twarda walka o tego klienta ze SKOK-ami, bankami spółdzielczymi i instytucjami parabankowymi.
Czy ten klient jest dla banków atrakcyjny?
Szymon Midera: Jak najbardziej. To jest klient posiadający oszczędności, które trzymał do tej pory w domu. Jest też dobrym kredytobiorcą, w przypadku którego koszt ryzyka ponoszonego przez bank jest dwa razy niższy niż średni rynkowy. Jak szacuje Deloitte, grupa ta posiada dla banków potencjał przychodowy na poziomie 4 mld zł. Wystarczy powiedzieć, że każdy 1 proc. więcej w zakresie ubankowienia generuje dla banku 100 mln zł. Ale to jest możliwe jedynie w przypadku, gdy stworzymy ofertę o charakterze masowym.
Janusz Wojtas: Chcę zwrócić uwagę, że jest to atrakcyjna grupa kredytobiorców, ponieważ posiada stabilne źródło dochodów – mianowicie emerytury. Z drugiej strony, jeśli chodzi o studentów, również zaliczanych do grupy niskoubankowionej, to z kolei ta grupa ma niesamowity potencjał rozwojowy. Ale jednocześnie chciałbym podkreślić, że dla tego klienta konieczne jest wyjście z kompleksową ofertą, nie można się koncentrować na jednej grupie usług. Chodzi o dostarczenie mu usług bankowych, ubezpieczeniowych i tradycyjnych finansowych - przelewy, opłaty itp.
Jerzy Głuszyński: Aby powiększać grupę atrakcyjnych klientów banków, ale i ograniczyć skalę nieubankowienia, moim zdaniem konieczne są pewne działania celowe stanowiące element realizacji określonych polityk państwa. Przykład. W latach 90. XX wieku masowa likwidacja kas wypłacających gotówkę w firmach wywołała boom na otwieranie ROR-ów. Po 2004 roku z kolei rolnicy, którzy zaczęli korzystać z unijnych dopłat, zostali niejako zmuszeni do otwarcia konta w banku. W Polsce do tej pory banki działały dość schematycznie – hołubiły bogatych, zlekceważyły mniej zamożnych. Po drugie były za mało elastyczne. Takie podmioty jak Poczta Polska czy Bank Pocztowy powinny uprawiać klarowną politykę wobec takich klientów, by ich zdobyć. Inaczej ten segment rynku opanują instytucje parabankowe.
Nie ma przecież żadnego powodu, aby na rynku nie mogła pojawić się prosta, tania i całkowicie bezpieczna (przewidywalna nawet dla mało wyedukowanego klienta) oferta bankowa. Byłaby to też dobra okazja, aby pokazać, że banki (niezależnie od tego, że muszą generować zyski, m.in. po to aby się mogły rozwijać) są dla ludzi i potrafią dostosować swoją ofertę do klienta takiego jakim (w danej sytuacji) jest, a nie takiego, jakiego chciałby mieć.
Jerzy Różyński: Prawda jest taka, że banki wyjątkowo dobrze traktują klientów zamożnych. Liczy się zysk. Mówi się o tzw. private bankingu. Nie wolno jednak zapominać o długoterminowym potencjale, który tkwi w społeczeństwie z małych miejscowości. Banki spółdzielcze odróżnia od innych banków to, że dla nich podstawowym celem jest nie maksymalizacja zysku, ale rozwój rynków lokalnych. Banki działające z taką filozofią nie odtrącają mniej zamożnych klientów, nie omijają ich, jak nierzadko czynią to banki komercyjne.
Dlaczego jest tak, że klient kupując lodówkę na raty, korzysta z chwilówki czy innych drogich produktów instytucji parabankowych, a nie zwraca się po pieniądze do banku?
Jerzy Różyński: Większość klientów kupujących pralki i lodówki nie korzysta z kredytów bankowych z tego powodu, że na naszym rynku banki są obciążone rygorystycznymi rekomendacjami Komisji Nadzoru Finansowego. Przepisy rekomendacji zobowiązują banki do odmowy udzielenia kredytu. Środowisko bankowe postuluje o złagodzenie tych rygorów prawnych, jednak zamiast tego pojawiają się coraz to nowe rekomendacje ograniczające liczbę klientów, których potencjalnie może obsługiwać bank. Swoją rolę odgrywają również przewlekłe i długotrwałe procedury bankowe. Na tym tle szczególnie korzystnie prezentują się banki spółdzielcze, które ze względu na doskonałą lokalną znajomość klienta udzielają kredytów wyjątkowo sprawnie.
Janusz Wojtas: Żeby mniej wyedukowany klient zawitał do banku, musi tam dostać ofertę kompleksową, prostą i dostępną. Poczta Polska i Bank Pocztowy by skutecznie działać w sektorze finansowym, muszą „Polskę powiatową” zdobyć swoją fizyczną dostępnością. Uosabia ją m.in. listonosz, który budzi zaufanie, jest znany lokalnym społecznościom i do tego mówi ich językiem.
Sojusz prokliencki Poczty Polskiej i Banku Pocztowego brzmi dobrze, ale na czym polega?
Szymon Midera: W Europie Zachodniej mamy od lat do czynienia z silnym trendem przekształcania poczt w instytucje finansowe. To miało miejsce w Niemczech, we Włoszech i we Francji, i proces ten trwał kilka, kilkanaście lat. W efekcie w Niemczech bank „pocztowy” obsługuje dziś 26 mln klientów, we Francji 20 mln, a we Włoszech 15 mln. My jesteśmy gotowi powtórzyć w Polsce model budowy silnej części finansowej w ramach Grupy Poczty. Poczta Polska nie może i nie zamyka oczu na te trendy. Tym bardziej że ma unikalną w skali kraju usługę – poprzez listonoszy dostarcza gotówkę do milionów polskich domów. Dlatego jako Bank Pocztowy idziemy za ciosem. Już utworzyliśmy 100 miniplacówek bankowych. Teraz budujemy sieć 1000 punktów pocztowo-bankowych. I to jest nasza propozycja dla rynku.
Janusz Wojtas: Ze światowymi trendami nie ma co walczyć, trzeba je obserwować i wykorzystywać.
Jerzy Głuszyński: Trzeba zrobić wszystko, by ten nieubankowiony klient stał się użytkownikiem usług bankowych. Czemu nie, można do tego wykorzystać również listonosza. Listonosz bowiem, szczególnie w małych miejscowościach, to wciąż bardzo ważna instytucja społeczna. Może więc on być skutecznym pośrednikiem, wprowadzając klientów w nowy obszar bardziej zaawansowanych usług finansowych.
A jakie korzyści z umasowienia usług bankowych na prowincji odniosą banki?
Jerzy Głuszyński: Bardzo wymierne, zyskają nowych klientów i nowe źródło przychodów, bowiem w nowej perspektywie finansowej Polska otrzyma z Brukseli mniej środków niż do tej pory. W wyniku kryzysu w strefie euro można się spodziewać ograniczenia środków na akcję kredytową w Polsce w bankach z kapitałem zagranicznym. Banki będą potrzebowały gotówki na akcję kredytową i z pewnością skorzystają z nowych klientów jako depozytariuszy nowych środków na wszelkiego rodzaju lokatach. To się będzie opłacać wszystkim nowym klientom banków, obsługującym ich instytucjom bankowym, ale i polskiej gospodarce, która w ten sposób zyska dodatkowe środki na finansowanie nadal bardzo potrzebnych inwestycji.
ikona lupy />
dr Jerzy Głuszyński, TNS Polska / DGP
ikona lupy />
Jerzy Różyński, prezes zarządu Krajowego Związku Banków Spółdzielczych / DGP
ikona lupy />
Janusz Wojtas, członek zarządu Poczty Polskiej SA / DGP
ikona lupy />
Szymon Midera, wiceprezes Banku Pocztowego SA / DGP