Do 2015 roku wartość wykonywanych na świecie tłumaczeń ma wzrosnąć o niemal 55 proc. i sięgnąć 50 mld dol.
W Polsce także będzie można na nich zarobić. Trzeba jednak udowodnić swoją kompetencję i rzetelność, ponieważ rynek czekają spore zmiany.
Ostatnia dekada dla firm zajmujących się tłumaczeniami biur była bardzo korzystna. Z wyjątkiem ponurego roku 2008, kiedy zarówno liczba podmiotów, jak i wartość zlecanych tłumaczeń spadła, rynek rozwijał się w tempie około 7 – 10 proc. rocznie. W ubiegłym roku, jak szacuje Polskie Stowarzyszenie Biur Tłumaczeń (PSBT), wyceniany był na mniej więcej miliard zł. W 2012 r., jak przewidują specjaliści, firmy wydadzą na tłumaczenia o ok. 100 mln zł więcej niż rok wcześniej.
Translacja w naszym kraju stała się domeną małych i średnich przedsiębiorstw. Tłumaczeniami zajmuje się około 1,5 tys. firm, dla których jest to podstawowe źródło dochodów. Co prawda, jak szacuje Główny Urząd Statystyczny, ok. 50 tys. podmiotów tego typu usługi ma w swojej ofercie, jednak w większości są to zatrudniające jedynie właściciela mikroprzedsiębiorstwa (tzw. jednoosobowa działalność gospodarcza). Kilka procent rynku obsługują firmy z branży szeroko rozumianego outsourcingu procesów biurowych, które z uwagi na rosnący wolumen obrotów branży tłumaczeń tego typu usługi włączyły do swojej oferty. W Polsce działają również duże, międzynarodowe koncerny translatorskie (między innymi Skrivanek i Lidex). Ale z uwagi na duże rozdrobnienie rynku nie zajmują na nim dominującej pozycji. – Małe, krajowe firmy lepiej znają specyfikę krajowego podwórka, są dobrze wyposażone sprzętowo, zatrudniają fachowych tłumaczy – ocenia Jacek Oropesa-Kula, właściciel szczecińskiego biura Idiomas. - I chociaż wciąż można trafić na firmę – krzak, z reguły krajowa branża dobrze radzi sobie z tłumaczeniami.

Liczy się czas

Reklama
Zaledwie ok. 10 – 15 proc. rynku zajmują stosunkowo proste, tłumaczenia tzw. literackie książek, artykułów prasowych itp. (wydawnictwa z reguły zatrudniają własnych tłumaczy). Blisko 90 proc. zleceń pochodzi od przedsiębiorstw wchodzących na krajowy rynek oraz polskich, szukających partnerów za granicą. Najwięcej zleceń składają firmy z sektora finansowego i koncerny farmaceutyczne. Sporo zamówień pochodzi od koncernów ubezpieczeniowych, z branży nowych technologii oraz szeroko rozumianego konsultingu. Poważnym odbiorcą usług są także kancelarie prawnicze.
Przedmiotem są zazwyczaj skomplikowane, posiadające rozmaite załączniki umowy, konieczne w procesie poszukiwania inwestorów biznesplany, instrukcje obsługi specjalistycznych, urządzeń. Nadal dominują przekłady z języka angielskiego. W województwach przy zachodniej granicy najbardziej pożądany jest niemiecki. – Jednak profesjonalnie działające biuro powinno w pełnym zakresie obsługiwać przynajmniej trzy języki – twierdzi Jacek Oropesa-Kula.
Branża bardzo intensywnie się mechanizuje. Tłumaczenia muszą być wykonywane szybko, więc coraz większa ich część powstaje przy użyciu programów translatorskich. Jednak myliłby się ten kto by przypuszczał, że użycie prostego programu Google Translate do tego typu tłumaczeń wystarczy. Profesjonalne aplikacje zawierają moduły słowników, a także specjalistycznych terminologicznych baz danych oraz archiwa już przetłumaczonych pozycji. Coraz więcej firm do translacji wykorzystuje także najbardziej skomplikowane programy wspomagające z tzw. rodziny systemów CAT (z ang. Computer Assisted Translation). One z kolei na bieżąco uczą się z użytkownikiem tłumaczeń poszczególnych fraz i wyrazów, a następnie sugerują odpowiednie, już wykorzystane zwroty. W przypadku powtarzających się rodzajów tłumaczeń dobre programy z tej linii są w stanie przełożyć automatycznie na obcy język nawet 70 – 75 proc. dokumentu. Tłumacz musi jedynie dokonać korekty, uściślić poszczególne wyrażenia, czasem przełożony mechanicznie tekst wymaga ponownego przetłumaczenia (już w ramach języka docelowego). – Wykorzystanie programów translatorskich jest w zasadzie standardem – mówi Jacek Oropesa-Kula. – Zleceń jest dużo, a użycie aplikacji znacznie skraca czas potrzebny do wykonania zlecenia.

Renoma i kapitał

Ale rozpoczęcie takiej działalności nie jest proste. Jak tłumaczą właściciele tego typu biur, podstawową przeszkodą jest bariera kompetencji. Świadczyć usługi translatorskie co prawda może każdy (branża nie jest ograniczona żadnymi zezwoleniami ani koncesjami), jednak tłumaczenie dokumentów specjalistycznych wymaga swobodnego poruszania się po często niszowym, fachowym słownictwie. Nierzadko bowiem tłumaczone dokumenty mają znaczący wpływ na prowadzoną przez zleceniodawcę działalność. Rezultat pracy tłumacza musi być więc sprawdzany, najlepiej na kilku poziomach (prosta korekta interpunkcyjna, językowa i ortograficzna, ale także pomoc fachowego konsultanta), a gotowe tłumaczenia - archiwizowane.
Formalnie jednak, na co narzekają zarówno odbiorcy usług, jak i sami właściciele biur, w branży nie obowiązują jakościowe normy, które dawałyby gwarancję poprawności i precyzji wykonanego tłumaczenia. Tylko największe firmy posiadają europejskie znaki jakości, głównie z rodziny ISO. Dlatego niezwykle ważnym elementem prowadzenia tego typu działalności jest zdobycie renomy. – Tylko przedsiębiorstwa mogące pochwalić się bogatym portfolio zadowolonych, polecających usługi klientów, mogą liczyć na rynkowy sukces i rosnący strumień zleceń – mówi Jacek Oropesa-Kula.
Drugą barierą jest konieczny do uruchomienia profesjonalnego biura kapitał. Najprostsze komputerowe aplikacje wspomagające tłumaczenia kosztują 2 – 5 tys. zł. Ale są one ograniczone liczbą stanowisk, na których mogą pracować i mają stosunkowo mało rozbudowane funkcjonalności (nie obsługują na przykład wszystkich rodzajów plików). Za najbardziej zaawansowane programy tzw. maszynowej translacji trzeba natomiast zapłacić 60 - 80 tys. zł. Do tego należy doliczyć roczne koszty serwisu w wysokości kilku tys. zł, a także kupno samych komputerów w dość mocnej konfiguracji. – Jednak nic nie zastąpi pracy dobrego tłumacza – uważa Jacek Oropesa-Kula. – Jeszcze długo nawet najbardziej profesjonalne programy translatorskie nie zastąpią człowieka.
Na rynku brakuje natomiast kompetentnych i dyspozycyjnych tłumaczy gotowych pracować w systemie 24/24 i to również w weekendy. Dlatego większość właścicieli biur tłumaczeń, prócz prowadzenia bieżącej działalności, także zajmuje się translacją.

Dobre perspektywy

Jak szacuje analizująca rozmaite branże na świecie firma Common Sense Advisory w ubiegłym roku globalna wartość wykonanych przez 25 tys. największych podmiotów tłumaczeń wyniosła 29,9 mld dol. Do 2015 roku, jak szacują analitycy CSA, rynek translatorski urośnie o ponad 50 proc. do 47,3 mld dol. Rozwojowi branży będzie sprzyjać postępująca globalizacja, a także coraz silniejsze oderwanie przedsiębiorstw od narodowych korzeni (co już ma miejsce w przypadku międzynarodowych korporacji).
W traktowanej przez koncerny azjatyckie jako brama do Europy Polsce, kosztem języka angielskiego na znaczeniu zyskiwać będą rozmaite odmiany chińskiego (szczególnie dialekt mandaryński, urzędowy język Chin, Tajwanu i Singapuru).
Coraz większą rolę odgrywać ma także jakość tłumaczeń. Z rynku zaczną znikać wciąż na nim obecne niewielkie firmy, zakładane i prowadzone przez osoby niemające profesjonalnego doświadczenia. Trzeba się jednak liczyć z tym, jak podkreślają analitycy, że z czasem rezultaty prac programów do translacji maszynowej będą tak dobrej jakości, że usługi tłumaczy zaczną tracić odbiorców. – To jednak dalsza i trudna do przewidzenia przyszłość, na razie na brak pracy nie można narzekać.

Ile można zarobić

Wynagrodzenie biura zwykle ustalane jest indywidualnie. Zależy bowiem od zbyt wielu czynników:

● stopnia specjalizacji tłumaczonego tekstu,

● ponoszonej odpowiedzialności (inaczej wyceniane są proste instrukcje, inna jest cena skomplikowanej umowy).

Za translację średniozaawansowanego biznesplanu z języka polskiego na angielski o objętości 50 stron firma może otrzymać od 2 do 3,5 tys. zł. Dodatkowe dochody może przynieść usługa szybka (plus 20 – 30 proc.) albo wykonana w trybie ekspresowym (nawet plus 50 proc.). Zwykle jednak wiąże się to z zatrudnieniem dodatkowego tłumacza lub ekstragratyfikacją dla jednej osoby.

Średnia marża biura wynosi 10 15 proc. Resztę stanowi wynagrodzenie tłumacza (do rzadkości należy zatrudnianie na etat, większość zleceń wykonują wolni strzelcy).

Przeciętny, ale sumienny pracownik może przełożyć od 6 do 10 stron dokumentów dziennie. Średniej wielkości, ale mająca renomę na rynku firma tej branży wykonuje od 5 do 20 zleceń w miesiącu.