Niektórzy pamiętają jeszcze sprzed kilkudziesięciu lat ostrzycieli noży i nożyczek wędrujących od podwórka do podwórka. Dziś ten patent wraca, tylko na dużo większą skalę. Bo w wersji mobilnej zamówić można już niemal każdą usługę. Rozwój „ruchomego” biznesu wymogło na pewno nasilające się spowolnienie gospodarcze, które zmusiło przedsiębiorców do wyjścia naprzeciw potrzebom klientów, a tych ostatnich do oszczędzania – czasem pieniędzy, a często czasu.
– W ostatnim roku liczba mobilnych myjni zwiększyła się ponad dwukrotnie do stu. A każda z nich musi mieć przynajmniej 60 stałych klientów, by biznes przynosił zysk – tłumaczy Błażej Napieralski z firmy StreamArt. Wzrosty zainteresowania tego rodzaju usługami deklarują też inni gracze z tego sektora. Podobnie jest w innych dziedzinach. – Liczba klientów rośnie w tempie 5 – 7 proc. rocznie. To sporo, biorąc pod uwagę, że stacjonarne szkoły językowe masowo wycofują się z rynku – mówi Wiktor Kowalski z mobile English.

Oponiarski wysyp

Obserwując rynek, można dojść do wniosku, że w ostatnich dwóch latach największy wysyp biznesu z dojazdem do klienta nastąpił w branży wulkanizacyjno-oponiarskiej. Wystarczy wstukać w wyszukiwarce internetowej hasło „mobilna wymiana opon”, by wyskoczyło kilkadziesiąt rekordów. W zasadzie już w każdym większym mieście działa przynajmniej jeden taki serwis. Ich właściciele tłumaczą jednak, że usługa dopiero zaczyna być zauważana przez klientów indywidualnych. Dlatego odbiorców lepiej szukać wśród firm, które mają flotę samochodów ciężarowych, dostawczych czy maszyn budowlanych lub rolniczych. Obsługa specjalistycznych maszyn to zresztą najlepszy interes – jednorazowa usługa może kosztować 1 tys. zł i więcej. Koszt wymiany opon w samochodzie osobowym pozwoli zarobić 20 – 25 zł od jednego koła, a w ciężarowych 50 zł. By zarobić 10 tys. zł miesięcznie trzeba mieć przynajmniej kilkunastu klientów flotowych.
– A takie pieniądze są potrzebne, by biznes zwrócił się w rok. Jest to związane z wysokimi kosztami uruchomienia serwisu. Zakup odpowiedniego samochodu i wyposażenie go w montażownię, wyważarkę, lewarek i łyżkę to wydatek 100 – 150 tys. zł – tłumaczy przedstawiciel toruńskiego serwisu Unicum.
Zwraca uwagę, że branża wymiany opon jest sezonowa. Duża liczba zamówień jest przez 2 – 3 miesiące jesieni i wiosny. W pozostałych okresach trzeba posiłkować się innymi usługami, takimi jak np. wymiana oleju.

Na językach

Nie trzeba jednak posiadać tak dużych oszczędności, by oferować usługi z dojazdem do klienta. Dużo mniej kosztuje założenie szkoły języka obcego. Wystarczy już niecałe 10 tys. zł. Do tego w tej branży można działać na własną rękę lub skorzystać z doświadczenia znanych na rynku marek. Dwie firmy – Moose Centrum Języków Obcych oraz mobile English – odsprzedają bowiem licencje na działanie pod ich szyldem. W takiej sytuacji czeka nas jednak konieczność ponoszenia dodatkowych opłat co miesiąc za możliwość bycia w sieci. W mobile English opłata miesięczna kształtuje się na poziomie od 300 do 800 zł netto w zależności od miasta. Ale zyskujemy pomoc w zdobyciu klientów, uruchomieniu oddziału i prowadzeniu kampanii reklamowych.
– Za reklamę trzeba jednak zapłacić. Jest to koszt 1250 zł. Płatna jest też licencja potrzebna do uruchomienia biznesu pod nasza marką. Kosztuje ona 7 tys. zł – mówi Wiktor Kowalski z mobile English.
Otwarcie stacjonarnej szkoły kosztuje z kolei około 100 tys. zł. Do tego trzeba mieć przynajmniej 80 uczestników miesięcznie, by zarobić na koszty. – W mobilnej wersji szkoły wystarczy ich już dziesięciu – twierdzi Wiktor Kowalski.
Zwrot kosztów przy działalności franczyzowej szacowany jest na 6 miesięcy. W mniejszych miastach na czysto można zarobić 2 tys. zł. W większych, liczących 40 – 50 tys. mieszkańców zarobek będzie się plasował na poziomie 3 – 3,5 tys. zł. Najwięcej dorobią się organizatorzy mobilnej nauki języka obcego w największych aglomeracjach – nawet 10 tys. zł na rękę.

Wielkie mycie

Osoby, które dysponują oszczędnościami rzędu 10 tys. zł, mogą pomyśleć również o uruchomieniu mobilnej myjni samochodowej. Cieszą się one popularnością zwłaszcza w mniejszych miastach, gdzie dostęp do ręcznych myjni jest ograniczony. W większych aglomeracjach dysponują nimi prawie wszystkie liczące się centra handlowe.
– Koszt uruchomienia biznesu wynosi 7,5 tys. zł. A to dlatego, że samochód z całym osprzętem jest brany w leasing. Z tego powodu co miesiąc trzeba płacić ratę rzędu około 1 – 1,2 tys. zł. Do tego dochodzi jeszcze koszt zakupu środków chemicznych i dojazdu do klienta, co daje 500 – 700 zł miesięcznie – wymienia Błażej Napieralski. Oznacza to więc przynajmniej 7-, 10-krotnie niższe koszty w porównaniu do tradycyjnej myjni samochodowej.
W tym biznesie, podobnie jak w wielu innych mobilnych serwisach, lepiej postawić na klientów instytucjonalnych. A to dlatego, że przy okazji jednej wizyty można umyć i wyczyścić w środku nawet kilka aut. Za taką usługę otrzymuje się od 35 do 160 zł. Ceny są więc zaledwie 10 proc. mniejsze niż w tradycyjnej myjni samochodowej. - Wygrywamy jednak tym, że klient nie traci czasu na dojazd – zaznacza Błażej Napieralski.
By zarabiać 8,5 tys. zł brutto miesięcznie, trzeba dziennie umyć cztery samochody, wyprać cztery tapicerki w tygodniu. Oprócz tego dobrze jest oferować usługi dezynfekcji i czyszczenia mebli, dywanów w domu oraz samochodów dla przemysłu spożywczego.
– Za umycie i dezynfekcję izotermy do przewozu mięsa otrzymamy na przykład 70 zł, a w miesiącu trzeba wykonać taką usługę u 10 klientów. Jeśli chodzi o pranie dywanów, to wystarczy wyczyścić ich miesięcznie 300 mkw. W tym celu dobrze jest podpisać kontrakt z biurem czy hotelem w okolicy, w którym będzie to można robić regularnie – wylicza Błażej Napieralski.

Salon w domu

Zdecydowanie najtaniej można zostać mobilnym fryzjerem czy mobilną kosmetyczką. Na potrzebny sprzęt wystarczy 1,5 tys. zł. Tu jednak trzeba mieć fach w ręku potwierdzony najlepiej dyplomem ukończenia szkoły. Inaczej trudno nam będzie zdobyć stałych klientów. Wyjść na swoje można, oferując usługi nawet 40 proc. taniej niż w salonie. – Średnio jedna klientka wydaje od 100 do 150 zł. Usługa z dojazdem do domu jest bowiem zamawiana, gdy włosy wymagają koloryzacji lub fachowego uczesania na ważną okazję – wyjaśnia fryzjerka Anna Tomalik. Przyznaje, że początkowo nie jest łatwo pozyskać klientów, ale warto się starać. - Zarobki mogą sięgać 2 – 3 tys. zł miesięcznie. A często jest to dodatkowe zajęcie dla osób pracujących na stałe w salonach.
Mobilny biznes kręci się więc niemal w każdej branży. Ale by szybko odnieść sukces, najlepiej poszukać jeszcze niezagospodarowanej niszy.
ikona lupy />
Shutterstock / DGP