Książka Schwargera wcale się jednak nie zestarzała. Tak jakby udało mu się uchwycić w niej jakiś ponadczasowy wymiar inwestowania.
Rozmówców Schwagera dzieli wiele. Jedni grają ostrożnie, inni są bojowi albo wręcz agresywni. Niektórzy działają na rynkach surowców i posługują się kontraktami terminowymi, innych interesują wyłącznie akcje. Część bryluje na nowojorskich salonach, są jednak i tacy, których nie zna nikt w branży, a oni spekulują ukryci w swoich samotniach nad jakimś jeziorem na środkowym zachodzie USA. Jest nawet trader, który nie ukrywa, że najlepsze decyzje inwestycyjne podejmuje pod wpływem inspiracji płynących ze snów. Wszystkich łączy tylko jedno: niesamowita zdolność do generowania olbrzymich zysków: od 30 tys. do 80 mln dol. (i to mimo kilkukrotnego bankructwa), 1400 proc. w siedem lat albo 250 tys. procent w ciągu półtorej dekady. Bohaterami tej książki są ludzie, którym poszczęściło się w inwestycjach.
Schwager – najpierw inwestor, a potem autor kanonicznego podręcznika o poruszaniu się po rynku futures (1984 r.) – prowadzi mały projekt badawczy: zadaje każdemu ze swoich rozmówców mniej więcej te same pytania. Pyta ich o początki inwestorskiej przygody, pierwsze decyzje, najważniejsze narzędzia, nawyki oraz mechanizmy obronne. Zakrada się do głowy tradera, by znaleźć w niej uniwersalny wzór na sukces. Co znajduje? Przede wszystkim całą masę historii o tym, że zanim zacznie się na giełdzie zarabiać, trzeba sporo stracić. Wygląda to zwykle mniej więcej tak: pożyczyłem parę tysięcy dolarów od matki, brata i dziewczyny. Postawiłem wszystko na jeden produkt. Następnego dnia nie miałem nic. Załamałem się i chciałem to wszystko rzucić. Wtedy spotkałem Johna, który powiedział, żebym się nie załamywał. Pół roku później znów udało mi się odłożyć parę tysięcy. Tym razem podzieliłem mój portfel na dwie części. Po dwóch tygodniach byłem bankrutem. Ta część każdej z rozmów ma dużą wartość inspiracyjną zwłaszcza dla tych czytelników, którzy zaczynają przygodę z inwestowaniem lub w głębi duszy o niej marzą.
W końcu jednak karta się odmienia. Procentuje zdobyte doświadczenie i traderzy zaczynają zarabiać duże pieniądze. Na lekturze tych fragmentów książki najwięcej zyskają aktywni gracze. Pełno tu porad w stylu „jak sobie radzić z niekorzystnymi seriami, które następują po wyjątkowo dobrym okresie”, „czy jest jakaś szkoła ekonomiczna, której trader powinien się trzymać” albo „do jakiego stopnia należy słuchać przy inwestowaniu opinii innych”. Schwager nie boi się też pytać swoich rozmówców o życie poza inwestowaniem. Nie bez powodu: „czarodzieje” z książki Schwagera płacą zwykle wysoką cenę ze swoje rynkowe sukcesy, pracując po 13 godzin na dobę i żyjąc na co dzień w stanie skrajnego emocjonalnego napięcia.
Reklama
Kilka ciepłych słów należy się przy okazji Wydawnictwu Linia, które wprowadziło książkę Schwagera na polski rynek. Działające od 2010 r. wydawnictwo skupia się na publikowaniu pozycji poświęconych inwestowaniu. „Czarodzieje rynku” to kolejna po „Wspomnieniach gracza giełdowego” i „Sztuce spekulacji po latach” mocna pozycja w tym książkowym segmencie. Kontynuacja będzie bardziej niż mile widziana.
ikona lupy />
Jack D. Schwager, „Czarodzieje rynku. Rozmowy z wybitnymi traderami”, Wydawnictwo Linia, Warszawa 2012 / DGP