Greg Smith, były pracownik Goldman Sachs, opublikował właśnie książkę, w której opisuje szczegółowo zmianę polityki przyznawania pracownikom premii na koniec roku. Przed 2005 rokiem nagrody te „nie zależały tylko od tego, ilu przyciągnęło się klientów, ale też od wpływu pracownika na całą firmę.”

„Od roku 2005 do dziś system ten oparty jest wyłącznie na matematyce,” opisuje Smith, który w banku był jednym z wicedyrektorów. „Dostajesz określony procent firmowych dochodów, obok których jest twoje nazwisko.” Kwota może według Smitha wynosić od 5 do 7 procent. „Problem z nowym systemem polega na tym, że pracownicy zrobią teraz dokładnie wszystko co mogą, żeby podnieść liczbę znajdującą się obok ich nazwiska.” Smith nie informuje jednak, skąd dowiedział się o takiej zmianie.

Doniesienia Smitha, który odszedł z Goldman Sachs po 12-letniej pracy w tej instytucji, nie zgadzają się z odczytanymi przez dyrektora generalnego banku Lloyda C. Blankfeina na spotkaniu udziałowców w 2009 roku „Zasadami wynagradzania”. Według tych założeń system wynagrodzeń w firmie promuje pracę w zespole i zniechęca do podejmowania niepotrzebnego ryzyka.

W dokumencie zawarte jest też, że żaden pracownik zajmujący się podejmowaniem ryzyka nie może mieć wynagrodzenia „opartego na procencie dochodów wygenerowanych przez konkretną osobę.” Rzecznik banku odmówił wypowiedzenia się na temat książki Smitha.

Jej autor twierdzi z kolei, że pracując w banku obserwował, jak pracownicy na różnych szczeblach kłócili się między sobą o wskaźniki, które określały wysokość ich zarobków. „Z czasem te szkodliwe zachowania przeniosły się na cały system,” pisze Smith. „Musiałem rozwiązać co najmniej dziesięć sporów pomiędzy pracownikami, którzy chcieli zwiększyć swój udział w zyskach kosztem innych.”

Greg Smith odszedł z Goldman Sachs, krytykując zmianę kultury pracy od kiedy bankiem zaczął zarządzać Blankfein. Sama firma podaje jednak, że przed odejściem Smithowi odmówiono awansu i podwyżki.