Dlatego na przykład trybunał w Norymberdze nie przyjmował usprawiedliwień oskarżonych, którzy powoływali się na to, że tylko wykonywali rozkaz.
Obecnie zasada ta jest powszechnie akceptowana – o czym powinni pamiętać policjanci zatrzymujący panią z Opola – ale naturalnie nie jest to proste. W zależności od zawodu i rodzaju hierarchii służbowej przepisy są odmienne, w co nie będziemy wchodzić. Zrozumiałe, że żołnierz w trakcie ofensywy nie może odmawiać wykonania rozkazu lub domagać się wydania go na piśmie, ale potem (jeżeli przeżyje) może złożyć zażalenie. I jest zrozumiałe, że w żadnej strukturze hierarchicznej zwierzchnicy nie ubóstwiają tych, którzy odmawiają wykonania rozkazu, powołując się na jedyny dostępny prawny argument, że wykonanie rozkazu może prowadzić do popełnienia przez nas przestępstwa lub – i tu sprawy stają się bardziej mgliste – czynu nagannego moralnie.
Jednak istnienie tej trudnej do wykorzystania możliwości zmusza nas do myślenia, gdyż za wykonanie rozkazu, który powoduje popełnienie przestępstwa lub wykroczenia, nam samym grozi kara. Wprawdzie wymierzenie tej kary zdarza się niezwykle rzadko, ale teoretycznie jest możliwe, a zatem bezmyślność przy wykonywaniu rozkazu czy też służbowego polecenia nie jest zalecana. I znowu, nie jest możliwe rozważanie intelektualne, prawne i moralne każdego rozkazu, jaki zostanie wydany przez zwierzchnika, ale to, że określona sytuacja jest rzadka, nie usprawiedliwia naszego lenistwa, a w dodatku chodzi tu o nas, o nasze sumienie lub wręcz o ewentualność poniesienia kary za przestępstwo, więc jednak warto się wysilić.
Odmowa wykonania rozkazu w wojsku w czasie wojny to sytuacja wyjątkowo rzadka i skrajna. Ale odmowa wykonania polecenia służbowego mogłaby się zdarzać znacznie częściej, zwłaszcza w tych zawodach i strukturach, które nie mają charakteru zmilitaryzowanego. A zatem można sobie wyobrazić nauczyciela lub księdza odmawiających wykonania polecenia. W przypadku nauczyciela teoretycznie nie powinno to grozić żadnymi poważniejszymi konsekwencjami, ale wobec coraz większego bezrobocia w tym zawodzie obawy są całkowicie zrozumiałe. Biskup nie może wprawdzie suspendować księdza za niewykonanie polecenia, ale może go przenieść na dużo uboższą parafię, gdzie ksiądz będzie ledwie wiązał koniec z końcem.
Powinniśmy zatem popierać, ba, bronić i nagradzać tych, którzy odważą się odmówić wykonania wątpliwego służbowego polecenia lub rozkazu. W najmniejszym stopniu nie wzywam do anarchii. Jestem przekonany, że jest mnóstwo poleceń służbowych po prostu głupich, ale niepowodujących skutków szkodliwych dla osób trzecich. I że pracownik, który przeciwstawiałby się przełożonemu tylko dlatego, że ten wydaje głupie polecenia, daleko by nie ujechał. Nieposłuszeństwo zatem nie może być ani zasadą, ani nie może być zbyt częste, a powinno być raczej wyjątkiem. Jednak nasz charakter i naszą zdolność do myślenia sprawdza się nie w sytuacjach rutynowych, ale w wyjątkowych, które zdarzają się niezmiernie rzadko.
I tu jest szczególna rola władzy politycznej, bo jako władza musi naturalnie popierać zasadę wykonywania poleceń i rozkazów, ale również jako władza powinna być po stronie tych, którzy odważają się myśleć, a nie tylko tych, którzy działają bez chwili zastanowienia. Wbrew pozorom dotyczy to nie tylko struktur hierarchicznych, ale całego życia społecznego, łącznie z pozornie banalnymi sprawami. Jako przykład przytoczę niezgodę wydziału gospodarki przestrzennej na idiotyczną decyzję ze strony wójta czy prezydenta. Przecież do takiej niezgody praktycznie nigdy nie dochodzi, gdyż wszyscy są posłuszni, a praca w samorządzie czy budżetówce jest w trudnych czasach w cenie. A zatem to ze strony władzy, paradoksalnie, powinna wychodzić inicjatywa zmierzająca do odwagi w zakresie nieposłuszeństwa służbowego. Powinna, jeżeli władza chce mieć myślących podwładnych.