Porównanie z sankiulotami i najbardziej radykalnym okresem Wielkiej Rewolucji Francuskiej jest może nieco na wyrost, ale sytuacja nad Sekwaną jest wyjątkowa. W najbliższych dniach prezydent Francois Hollande ma zdecydować, czy przeprowadzić nacjonalizację huty Mittala we Florange w Lotaryngii.
Poszło o plany hinduskiego magnata wygaszenia dwóch ostatnich pieców. Ich utrzymywanie nie ma sensu, skoro stal można gdzie indziej produkować taniej. Jednak zamknięcie zakładu oznaczałoby poważny cios dla Hollande’a. Wiosną, w czasie kampanii wyborczej, zapowiedział przecież, że jeśli wygra wyścig o Pałac Elizejski, przeforsuje ustawę, która zobowiąże strategicznych inwestorów do znalezienia nabywcy na fabryki, które zamierzają zamknąć. – Jeśli teraz Mittal zamknie Florange, okaże się, że Hollande jest bezsilny, że król jest nagi – komentuje złośliwie konserwatywny dziennik „Le Figaro”. Stąd pomysł przejęcia huty, a potem przez lata utrzymywanie jej na garnuszku państwa, bo znalezienie zagranicznego inwestora raczej byłoby niemożliwe.
W tej sytuacji apel Johnsona wcale nie jest niewinny. Siłowe rozwiązanie wobec Mittala z pewnością okazałoby się sygnałem dla zagranicznych inwestorów, że Francję należy omijać szerokim łukiem. I lepiej inwestować choćby po drugiej stronie kanału La Manche, o ile nie w znacznie tańszych krajach Europy Środkowej. – Pomysł nacjonalizacji jest skandaliczny – mówi dziennikowi „Le Monde” szefowa konfederacji francuskiego przemysłu Medef Laurence Parisot.
Tej oceny Hollande łatwo zlekceważyć nie może. Kraj balansuje na skraju recesji. Przemysł dostarcza tylko 19 proc. dochodu narodowego (wobec 32 proc. w Polsce i 28 proc. w Niemczech) i bez jego odbudowy nie da się w dłuższej perspektywie przełamać recesji. W kasie państwa nie ma też pieniędzy na przejęcie huty we Florange, a później dopłacanie do niej przez lata. – Bez odzyskania zaufania zagranicznych inwestorów nie da się odbudować francuskiego przemysłu – ostrzega Parisot.
To oznacza dla prezydenta trudny dylemat – Hollande nie cierpi podejmować takich decyzji. Ale teraz nie ma wyboru. Od tego, co postanowi, będzie zależał kierunek całej jego prezydentury – mówi dziennikowi „Le Parisien” proszący o zachowanie anonimowości stary znajomy francuskiego przywódcy.