Rynek nie podziela tego pesymizmu komentatorów politycznych.

Od wyborów partyjnych władz 18 listopada centroprawicowej Unii na Rzecz Ruchu Ludowego (UMP) grozi rozpad na dwa obozy: jeden skupiony wokół byłego premiera Francois Fillona uznawanego za centrystę i drugi - szefa UMP Jean-Francois Cope, który chce przesunąć partię na prawo. Fillon, który przegrał wybory na szefa UMP, lecz kontestuje wyniki głosowania, ogłosił utworzenie osobnego klubu w parlamencie.

Tymczasem rządzonej przez socjalistów prezydenta Francois Hollande'a Francji potrzebna jest teraz silna, zwarta opozycja, która "na wzór innych prorynkowych, centroprawicowych partii Europy" zdoła zmodernizować wizję państwa opiekuńczego. Jeśli UMP nie zjednoczy się a Francja nie wdroży reform, grozi jej utrata zaufania rynków - komentuje konflikt partyjnych baronów "Financial Times".

Inwestorzy zdają się nie podzielać niepokoju publicystów. W środę oprocentowanie francuskich 10-letnich obligacji osiągnęło rekordowo niski poziom i spadło poniżej 2 proc. Rynek nie uznał na razie kryzysu potężnej partii, która dominowała przez lata na francuskiej scenie politycznej, za niebezpieczny sygnał.

Reklama

Na dłuższą metę prawicy grożą jednak osłabienie i głębokie podziały. Według "Le Nouvel Observateur" stawką w grze, jaka toczy się między Cope a Fillonem, jest przede wszystkim ustawienie się na pozycji startowej do wyborów prezydenckich w roku 2017. Konflikt nabrał jednak takiego impetu, że upadek jednego z rywali "może pociągnąć za sobą upadek drugiego" i trwale osłabić wizerunek partii - uważa profesor Uniwersytetu Versailles Saint-Quentin Christian Delporte, cytowany przez portal Atlantico.fr.

"Silna, zjednoczona opozycja mogłaby trzymać rząd w szachu" i mobilizować go do posunięć korzystnych dla przedsiębiorców oraz blokować niefortunne decyzje, jak ustępstwa na rzecz związków zawodowych, a tego właśnie oczekuje od Paryża strefa euro - pisze "FT". Kryzys w głównej partii opozycyjnej jest oznaką "głębokiej politycznej dysfunkcji, która utrudnia naprawę gospodarki" - uznaje brytyjski dziennik.

Gdyby po wewnątrzpartyjnych wyborach nie wybuchł konflikt, "pozycja startowa", na jaką postawił Cope, czyli budowanie "prawicy bez kompleksów", zrywającej z "polityczną poprawnością" nie przykułaby na dłużej uwagi zagranicznych mediów. Teraz jednak zarówno "Economist" i "Washington Post" podkreślają, że retoryka Cope to populizm i lekko zawoalowana forma wykorzystania nastrojów antyarabskich. Cope szermuje nawet hasłem "rasizmu zwróconego przeciw białym".

Położenie akcentu na narodowe fobie, zamiast na gospodarkę, która traci konkurencyjność m.in. z powodu wysokich kosztów pracy, to główny zarzut pod adresem partyjnego obozu Cope, jaki przewija się w komentarzach "FT" i "Economist".

Rozpad UMP, partii, która liczy zaledwie dziesięć lat nie oznaczałby jednak politycznego trzęsienia ziemi - pisze "Le Monde". UMP powstała jako zaplecze wyborcze prezydenta Jacquesa Chiraca i zawsze była parasolem, pod którym łączono konkurujące ze sobą formacje: "gaullistów" ze Zgromadzenia na rzecz Republiki, Demokrację Liberalną i Unię na rzecz Demokracji Francuskiej. Według "Le Monde", formuła współpracy tych frakcji w ramach centroprawicy wyczerpała się w połowie 5-letniej kadencji Sarkozy'ego.

"Dla socjalistycznego rządu Hollande'a zarówno zagrywki taktyczne (UMP), jak i zwycięstwo Cope to najlepsza możliwa wiadomość" - pisze "Economist", wyjaśniając, że Cope postawił na hasła bliskie ultraprawicowemu Frontowi Narodowemu. Stał się tym samym mniej groźnym oponentem dla socjalistów, ponieważ zmalały jego szanse na zmobilizowanie szerokiej, centrowej formacji przed wyborami w 2017 roku.

"Marine Le Pen może zacierać ręce" - pisze jednak na łamach "Le Nouvel Observateur" politolog Sylvain Crepon odnosząc się do szefowej FN. Część Francuzów postrzega konflikt w UMP jako "'wojnę baronów", a FN komentuje to jako walki "oderwanych od zwykłych obywateli elit".

"Nic nie potwierdza wprawdzie cyfr podawanych przez kacyków Frontu", według których od początku kryzysu w UMP FN zyskuje dziennie 600 nowych zwolenników. Ale "nieskrywanym celem Marine Le Pen jest spowodowanie rozpadu UMP" - podkreśla Crepon. UMP ma więc powody do niepokoju i powinna "przyjrzeć się baczniej strategii, którą dyktuje szefowa FN" - ostrzega ekspert.

"Economist" zakłada jednak, że radykalnie prawicowy elektorat UMP zostanie zawłaszczony przez obóz Cope i obawy o nadmierne umocnienie się FN są przedwczesne.

Państwa unii walutowej wywierają presję na Francję w nadziei, że poprawa jej kondycji gospodarczej ożywi strefę euro - przypomina "FT". Jak napisał niedawno "New York Times", Francois Hollande przekonał się już, że rynek i inne globalne siły nie pozostawiają wiele miejsca na uprawiane polityki krajowej. Być może dlatego anglosaska prasa komentuje obawy o radykalizację i rosnący populizm francuskiej prawicy w tonie mniej alarmistycznym niż media we Francji.

Wojna baronów UMP trwa. Ale - jak podkreśla "FT" - zagraniczni inwestorzy wciąż uznają francuskie obligacje, czy akcje tamtejszych firm, za świetne lokaty. Liczą zapewne na to, że jakkolwiek kryzys liberalnej prawicy zmieni francuską politykę, rynek i tak wymusi na niej sensowne korekty.