Zwolennicy prawa kobiet do całkowitego zakrywania twarzy, którzy wnieśli pozew przeciw nowemu prawu, argumentują, że to naruszenie podstawowego prawa człowieka do praktykowania własnej religii. Ale belgijscy sędziowie przemyślnie odwrócili ten argument.
– Wskazali, że zakrycie twarzy odbiera człowiekowi wszystkie prawa, bo pozbawia go indywidualnych cech – tłumaczy wyrok dziennik „La Libre Belgique”.
Sąd wskazał także na inną formę dyskryminacji: nierówność płci. Zgodnie z zasadami islamu burkę i nikab mogą bowiem nosić tylko kobiety. Mężczyźni zawsze mają prawo do pokazywania swojej twarzy.
Spór w sprawie burki przetoczył się w sąsiedniej Francji już trzy lata temu. Temat był wybuchowy, bo nad Sekwaną mieszka aż siedem milionów wyznawców Allaha. Jednak w Belgii sprawa była jeszcze trudniejsza. Skłóceni Flamandowie i Walonowie nie tworzą jednego narodu i z trudem żyją w niezwykle zdecentralizowanym państwie. To stworzyło ogromną przestrzeń do powstania odrębnych muzułmańskich gett, gdzie Marokańczycy czy Turcy żyją w takich samych grupach jak w wioskach Anatolii czy Atlasu, które opuścili kilkadziesiąt lat temu. O żadnej integracji społeczności, która stanowi przynajmniej 25 proc. mieszkańców Brukseli, nie było do tej pory mowy.
Reklama
Wyrok w sprawie burki może jednak okazać się przełomem. Projekt ustawy w tej sprawie wysunięty przez lidera konserwatywnego, frankofońskiego Ruchu Reformatorskiego (MR) Daniela Bacquelaine’a niespodziewanie poparła nie tylko walońska lewica, lecz także wszystkie główne partie flamandzkie. Okazało się, że poza królem i drużyną piłkarską obie społeczności jednak coś łączy.
Podobnie rozwija się debata w sprawie zielonego rusztowania, jakie zamiast tradycyjnej choinki po raz pierwszy postawiono w tym roku na Grand-Place w Brukseli. Włodarze miasta tłumaczą, że chodziło im o „odświeżenie” świąt Bożego Narodzenia. Ale Brukselczycy, zarówno Flamandowie, jak i Walonowie, nie mają wątpliwości, że to wynik presji muzułmanów. Na Facebooku już setki tysięcy ludzi domagają się przywrócenia tradycyjnej choinki. Chcą także, aby grudniowy targ na Grand-Place znów nazywał się „Marche de Noel” (Targ Bożonarodzeniowy), a nie „Plaisirs d’Hivers” („Uciechy zimowe”), jak został określony po raz pierwszy w tym roku.
Dziennik „Le Soir” zwraca jednak uwagę, że debata, która przetacza się teraz przez Belgię, wkrótce przybierze wymiar europejski. Obrońcy prawa do noszenia burki i nikabu zapowiedzieli już bowiem, że odwołają się od niekorzystnej dla siebie decyzji do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Wówczas na sędziów w Strasburgu spadnie niełatwe zadanie określenia, co znaczy w dzisiejszym świecie bycie Europejczykiem.
ikona lupy />
Jędrzej Bielecki, dziennikarz działu życie gospodarcze świat / DGP