Wprawdzie przypomniała, że na naszym rynku kapitałowym nie wszystko się udaje (problemów jest nawet całkiem sporo). Ale zawsze dobrze jest popatrzeć z szerszej perspektywy. Weźmy takie Chiny. Gospodarka co roku rośnie o jakieś 10 proc., a główny indeks giełdy w Szanghaju przez ostatnie dwa lata niemal nieprzerwanie spadał i tak stracił jakąś połowę wartości (ostatnio nieco się odbił i jest na poziomie z wiosny ubiegłego roku). Inwestorzy najwidoczniej nie mają specjalnego zaufania.

Nic dziwnego, jeśli wziąć pod uwagę, jak w Chinach dopuszcza się spółki do debiutów giełdowych. Historię opisał magazyn „Caixin – China Economics & Finance”. Niecierpliwym powinien wystarczyć sam tytuł: „Jak za 300 tys. juanów i zupę z płetwy rekina kupić zgodę na IPO”. (300 tys. juanów to jakieś 150 tys. zł, a IPO to pierwsza oferta publiczna). „W pobliżu siedziby chińskiej komisji papierów wartościowych w zachodnim Pekinie jest przyjemna restauracja z morskimi specjałami, a rachunki sięgają tysiąca juanów od osoby. Jednak w restauracji, do której przychodzą przyszli debiutanci giełdowi, którzy chcą spotkać się z przedstawicielami komisji, mówi się o znacznie większych sumach” – kreśli obrazek dziennikarka.

A dalej już cennik: za zorganizowanie spotkania z urzędnikiem pośrednik bierze 100 tys. juanów. Do tego trzeba doliczyć koszt obiadu, no i przede wszystkim „opłatę za pozytywne rozpatrzenie wniosku” – od 300 tys. do pół miliona juanów. Skuteczność? 80 proc. wniosków o dopuszczenie jest rozpatrywanych pozytywnie.

Ta ostatnia liczba mogłaby trochę zaskakiwać, gdyby nie stwierdzenie, że członkowie komisji nie od każdego gotowi są brać pieniądze. No i formalna procedura nie jest taka prosta, bo ponad trzydzieści osób, które wchodzą w skład organu orzekającego, że firma może stać się spółką publiczną, jest podzielonych na kilka grup – każda zajmuje się osobną grupą spółek. Nie znam statystyk za 2012 r., ale w 2011 r., według firmy konsultingowej Ernst & Young, Chiny mogły się pochwalić blisko czterema setkami debiutów giełdowych.

Reklama

W tej klasyfikacji wyprzedziły nawet Polskę, która – dzięki alternatywnemu rynkowi NewConnect – jest stałym liderem pod względem liczby debiutantów w Europie (w 2011 r. odnotowano u nas blisko 140 nowych spółek publicznych).

Perspektywę możemy jeszcze rozszerzyć. Prezydent USA Barack Obama mianował niedawno nowego szefa tamtejszej SEC – Komisji Papierów Wartościowych. Na stanowisko wybrał Mary Jo White. Prasa od razu zgłosiła wobec niej zastrzeżenia: że nie ma doświadczenia, jeśli chodzi o rynek kapitałowy, że nie wywodzi się nawet ze środowiska akademickiego. Ma za to inną zaletę: dała się poznać jako skuteczny prokurator federalny. Wniosek – prezydent nie za bardzo wierzy, że na Wall Street faktycznie działa niewidzialna ręka rynku. A że nie jest to ręka w białych rękawiczkach, wiedzą przecież nie tylko Amerykanie czy Chińczycy.