Myślę bowiem o ludziach, którzy urządzali skandaliczne burdy na wykładach Magdaleny Środy i Adama Michnika. Urządzali je w imię obrony bliżej niesprecyzowanych celów narodowych. Ludzie bardzo młodzi lub młodzi, którzy przecież nawet nie wiedzą, co to są poglądy narodowe, jaka jest ich geneza, jakie konkretne znaczenie, jakie konteksty i jakie konsekwencje. Pociąga ich, jak się zdaje, jedynie agresywny charakter tych domniemanie narodowych poglądów, co nawet jest do pewnego stopnia zrozumiałe na tle letniej i często paskudnej mowy oraz zachowania olbrzymiej większości polityków.
Nie sądzę, by językowe i retoryczne radykalizmy przeciętnych polityków wszystkich frakcji miały wpływ na owe sieroty. Mowa nienawiści to u polityków ciągle mało groźna broń, chociaż na pewno nie jest godna pochwalenia. Jednak politycy na całym świecie posługują się w naszych czasach paskudnym językiem i paskudnymi argumentami ad personam. Z kolei owi młodzi ludzie daleko wykraczają poza zachowania polityków. Czy to już jest niebezpieczne dla demokracji? Nie sądzę, ale może być, może się łatwo stać, jeżeli my ani oni nie zdamy sobie sprawy z tego, co się dzieje.
Otóż bezpodstawne i fałszywe jest porównywanie tych zachowań z postępowaniem młodych nazistów na początku lat 30. Naziści byli potworami, ale kiedy odwoływali się do narodowych klęsk i narodowych celów Niemiec, mówili o wydarzeniach, które rzeczywiście miały miejsce (o fatalnym pokoju zawartym w Wersalu) i doprowadziły do upokorzenia Niemiec. Nazistowska interpretacja tego pokoju była naturalnie fałszywa, ale opierała się na realnych podstawach i odwoływała się do realnych sentymentów znacznej części Niemców. W polskiej sytuacji nie ma żadnych podstaw do nawet najbardziej wątpliwych interpretacji rzeczywistych faktów.
Nacjonalizm w obecnej rzeczywistości nie ma żadnego historycznego ani bieżącego uzasadnienia, a ci ludzie są sierotami, bo nic na ten temat po prostu nie wiedzą. Skąd mieliby wiedzieć? Wywodzą się z polskich przeciętnych domów, w których już nie czyta się książek, w szkole praktycznie nie uczy się historii, a generalna tendencja do lekceważenia humanistyki powoduje, że wiedza na temat dwudziestowiecznej przeszłości Polski jest dla ludzi, którzy mają dwadzieścia kilka lat, zupełnie przypadkowa. Nie tylko zresztą dla nich, co widać po zaskakująco pozytywnym stosunku do hasła „Gierek” w całym polskim społeczeństwie. Mało kto cokolwiek wie i pamięta.
>>> Polecamy: Stratfor: Nacjonalizmy mogą ponownie rozsadzić Europę
Ponadto ludzie ci rosną wychowywani przez masową kulturę telewizyjną, która jest nie tylko pełna przemocy, o czym mnóstwo pisano, lecz także prowadzi do całkowitego oderwania od rzeczywistości. Kiedy więc na przykład wykrzykują hasła przeciwko Unii Europejskiej czy też przeciwko przemianom obyczajowym, zupełnie nie zdają sobie sprawy, w jak luksusowym okresie żyją na tle dziejów politycznych i społecznych Polski. Nie wiedzą, że wskutek polskich win ich pradziadowie byli często jeszcze pańszczyźnianymi chłopami lub co najmniej nie należeli do warstw akceptowanych przez polskie anachroniczne elity. Nie pojmują, że Polska nigdy w dziejach, mimo wszystkich naszych politycznych wątpliwości, nie była państwem tak wolnym i stwarzającym tak fantastyczne możliwości dla swoich obywateli. Że nigdy nie była w takim stopniu państwem prawa, sprawiedliwości i powszechnej edukacji. Zgoda, mamy wiele zastrzeżeń, ale sieroty po prostu nie wiedzą, gdzie żyją.
Jednak na ich wytłumaczenie trzeba jasno powiedzieć, że nikt im nie pomaga w zdobyciu tej wiedzy. Ani zupełnie pogubieni politycy, ani obywatele (w tym rodzice) słusznie utyskujący na kryzys, ani cały system edukacyjny od żłobka po wyższe uczelnie. Ja nie współczuję sierotom, tylko je tłumaczę, chociaż za chwilę przyjdzie moment, kiedy tych ludzi wyzutych z historii i z kultury trzeba będzie zacząć się bać. Sieroty bowiem bywają okrutnym zagrożeniem.