Gazprom Nieft będzie eksploatować złoże Halabja w irackim Kurdystanie, podała rosyjska agencja Ria Nowosti. To już trzecia rosyjska inwestycja w kurdyjskiej autonomii, mimo że przed kilkoma miesiącami iracki rząd zagroził Gazpromowi, iż pozbawi go praw do złóż Badra na wschodzie kraju, jeżeli nie wstrzyma współpracy z Kurdami.
Podobne ultimatum postawiono amerykańskiemu ExxonMobil. W odpowiedzi na zawarcie bezpośrednich kontraktów z Kurdami w sprawie eksploatacji sześciu bloków energetycznych Bagdad zażądał od Amerykanów wyjścia z wartego 50 mld dol. projektu w złożach Zachodnia Kurna 1. Z Kurdami, na terytorium których znajduje się jedna trzecia irackich złóż ropy i aż 80 proc. gazu, współpracują też holendersko-brytyjski Shell, francuski Total i amerykański Chevron.
Decydują się one na kooperację z Irbilem, stolicą autonomii kurdyjskiej, mimo że rząd w Bagdadzie uznaje kontrakty zawarte bez jego zgody za nielegalne. Chodzi nie tylko o utratę dochodów ze sprzedaży surowców. Rząd Nuri al-Malikiego obawia się, że rosnąca niezależność Kurdów może doprowadzić do secesji, a także być złym przykładem dla innego roponośnego regionu – Basry. W myśl porozumienia z 2011 r. handel surowcami ma się odbywać za pośrednictwem Bagdadu, a dochody ze sprzedaży wydobytych w Kurdystanie surowców mają być dzielone z kurdyjską autonomią. Mimo to Kurdowie działają na własny rachunek. W ubiegłym roku Irbil rozpoczął samodzielny eksport ropy do Turcji, twierdząc, że rząd zalega ze spłatą poprzednich należności. Według Irbilu dług Bagdadu sięga 3,5 mld dol.
Decyzja Kurdów wywołała wściekłość irackiego rządu, który grozi wspierającym Kurdystan koncernom zagranicznym pozwami i wyrzuceniem z projektów energetycznych w pozostałych częściach kraju.
Reklama
Groźby nie przynoszą jednak skutku. Dla zagranicznych firm surowce Kurdów są o wiele atrakcyjniejsze niż proponowane przez władze centralne. Uruchomienie komercyjnego wydobycia odbywa się dwukrotnie szybciej niż w pozostałych częściach kraju. Droga od wykonania odwiertu do sprzedaży ropy i gazu zajmuje tu dwa, trzy lata w porównaniu z pięcioma, siedmioma na pozostałej części kraju. Aż trzy na cztery odwierty kończą się uruchomieniem wydobycia, podkreślają koncerny. Ponadto Irbil kusi obcokrajowców ulgami podatkowymi i atrakcyjniejszymi warunkami współpracy. Kurdowie proponują inwestorom aż 20 proc. zysków ze sprzedaży surowców (Bagdad oddaje zaledwie 1 proc.). Na tę ofertę przystało już kilkadziesiąt zagranicznych firm, które zainwestowały ponad 10 mld dol. Trwają negocjacje z trzema kolejnymi, dzięki czemu Kurdystan planuje zwiększenie w ciągu trzech lat produkcji ropy do 1 mln baryłek ropy dziennie (30 proc. irackiego wydobycia).
Z powodu ropy po stronie Kurdów opowiedziała się nawet Turcja, zwalczająca kurdyjski separatyzm u siebie. Turecka spółka państwowa TPAO wygrała kilka przetargów na wydobycie ropy i gazu w irackim Kurdystanie. W ten sposób Ankara, która importuje niemal całość zużywanej ropy, liczy na zmniejszenie zależności od Rosji i Iranu. W ciągu pięciu lat Turcja z czołowego wrogu Irbilu zamieniła się w największego inwestora i próbuje gospodarczo uzależnić od siebie iracką prowincję. Za tureckie pieniądze wybudowano lotniska w Irbilu i Dohuku. Ankara sfinansuje też budowę dwóch nowych ropociągów, które połączą kurdyjski Kirkuk z tureckim portem Ceyhan. Pierwszy ma działać już w sierpniu, drugi – w 2014 r. Obydwa będą zintegrowane z ropociągiem Baku-Tbilisi-Ceyhan, co ma uczynić z tureckiego portu hub energetyczny w handlu kaspijską i kurdyjską ropą. Przychylność Turków to spełnienie marzeń Irbilu. Premier Masud Barzani nie ukrywa, że w strategii oderwania się od Bagdadu stawia właśnie na Ankarę. – Potrzebujemy silnego regionalnego partnera, który będzie nas wspierał. Na razie chcemy uniezależnić się ekonomicznie od Iraku – mówił Barzani w wywiadzie dla tygodnika „Time”.