Wiceprzewodniczący OPZZ Andrzej Radzikowski powiedział IAR, że nie ma żadnych udokumentowanych badań potwierdzających, że uelastycznianie czasu pracy wpływa na tworzenie miejsc zatrudnienia.

Według Andrzeja Radzikowskiego, zaproponowane przez rząd i posłów PO rozwiązania, są niczym innym jak przerzucaniem skutków kryzysu na pracowników. W niektórych przypadkach będą oni mniej zarabiali, będą musieli być bardziej dyspozycyjni wobec pracodawcy. Tutaj kłania się zasada łączenia pracy z życiem rodzinnym - podkreślił Radzikowski.

Związkowcy protestowali dzisiaj na Śląsku i w wielu miastach Polski nie tylko przeciwko uelastycznianiu czasu pracy. Domagali się również między innymi wydłużenia okresu obowiązywania ustawy o emeryturach pomostowych, ograniczenia umów zleceń oraz podniesienia minimalnego wynagrodzenia. Ostrzegli, że jeśli rząd nie przystanie na ich żądania, to we wrześniu sparaliżują kraj. Wielu ekonomistów twierdzi, że gdyby władze zgodziły się na związkowe postulaty, oznaczałoby to katastrofę dla budżetu państwa i obróciło się przeciwko pracownikom.