Po roku przyglądam się znowu polskim rolnikom. Na pewno nie jest gorzej. Są dwa niezbędne warunki powodzenia w ich życiu: duże specjalistyczne gospodarstwa oraz pracowitość całej rodziny. Wprawdzie wielu się oburza, że chłopom się nie chce już produkować na własne potrzeby, ale o rachunku w rolnictwie świadczy to dobrze. Nie warto namęczyć się nad kawałkiem roli pod ziemniaki, nad ogródkiem z marchewką i innymi warzywami. Nie oznacza to w dodatku, że trzeba kupować nieznane towary napędzane chemią w supermarketach. Jest w okolicy kilku większych producentów, którzy nieco większe ilości sami nam do domu przywiozą. Słowem specjalizacja. A ponieważ produkty rolne drożeją i będą drożały, bo start odbywał się z absurdalnego poziomu 20 groszy za jajko (teraz 60–70), a niedługo będzie złotówka, to żywność musi drożeć.

Na wsi, co ciekawe, widać także preferencje smakowe. Ofiarą tych preferencji pada przede wszystkim świnia, co jest zresztą także widoczne w lokalnych sklepach. Wieprzowina zrobiła się wyraźnie tańsza od drobiu i praktycznie w okolicy nie ma już większych hodowców świń. Gęsi, kaczki, indyki – tak, coraz częściej owce, czyli baranki na mięso, ale nie świnie. Dawniej roiło się od specjalistów, którzy przychodzili do domu i pół dnia spędzali z zabitą świnią, a myśmy musieli latać do nich, a to z gorącą wodą, a to z kaszą, a to z wódką do smażonej obowiązkowej wątroby. Specjaliści się skończyli, a jedyny, który lokalnie wyrabiał znakomite wędliny, pojechał je robić Niemcom, którzy jeszcze nie są tak nowocześni jak Polacy i jedzą wieprzowinę. Niech im będzie na zdrowie, chociaż to wątpliwe. A już najgorzej jest ze słoniną dla ptaszków, bo te świnie jak już są, to takie mięsne, że słoniny najwyżej na palec.

Zaś u nas słoninę zjadają godła narodowe, czyli para orłów. Co pewien czas odganiają one sikorki i dzięcioły i porywają całe kawałki, jak dobrze nie przywiązać. Z godłem narodowym są zresztą kłopoty dla całej wsi, bo dwie pary okrążyły ją, jedna obok nas, czyli na wschodzie od centrum wsi, druga – na południu. Teoretycznie, gdyby oddać orłom należny szacunek, wszędzie byłby rezerwat (swoją drogą intryguje mnie, kto zjadł prezydenckiego orła z czekolady?). Godło narodowe zresztą jest imponujące wielkością, ale kompletnie szare i skrzeczy paskudnie, więc żałuję, że nie obraliśmy za godło skowronka, który od rana oraz wieczorem wyprawia melodyczne brewerie.

Sporo instytucji takich jak szkoła, ośrodek zdrowia, apteka co najmniej nie pogorszyło się w ostatnim czasie. Sklepy mamy coraz lepsze, a dzięki niemal powszechnej komputeryzacji wsi i możliwości załatwiania wielu spraw przez internet życie staje się coraz łatwiejsze. O dziwo do instytucji, które podległy elektronizacji, dołącza powoli nawet ZUS, więc świat wyraźnie się zmienia. Sąsiedzi tylko rozważają, bo jak zwykle brakuje przepisów szczegółowych, jak to będzie z prowadzeniem rachunkowości gospodarstwa. Z zakupami i wydatkami dadzą sobie radę, ale nikt nie wie, jak będzie liczona ludzka praca, która przecież czasem jest lekka, ale często bardzo ciężka. A bez kosztów pracy nie da się obliczyć dochodów i rozchodów. Ponadto jakie będą obciążenia z tytułu pracy – czy będzie się samemu za swoją pracę, żony, dzieci i dziadków płaciło ZUS i inne składki, czy nie. A jeżeli tak, to w jakiej wysokości. Państwo z tym nie nadąża.

Reklama

I wreszcie pytanie odwiecznie bez odpowiedzi: jak będzie z budownictwem wiejskim. Na razie ja sam i wielu innych korzystamy z tego, że mamy domy na siedliskach, czyli nie na wyodrębnionych działkach budowlanych, co sprawia, że w ogóle nie płacimy za nie podatku. Czy to się może zmienić? A jeżeli tak, to warto by z góry wiedzieć, bo dom się stawia raz na kilkadziesiąt lat i trzeba wszystko wcześniej przemyśleć. Rolnik jest w tej korzystnej sytuacji, że od państwa prawie nie jest uzależniony. A jeżeli jest, to państwo raczej zawodzi, jak w kwestii komunikacji gminnej wsi z powiatem, niż pomaga. Jednak wolna konkurencja doprowadziła do radykalniej zmiany na wsi, która co rok posuwa się dalej i „chłopi” po prostu przestają w Polsce istnieć, tak jak w Europie przestali istnieć już w XX wieku.