Oddala się szansa zakończenia negocjacji w sprawie wieloletniego budżetu jeszcze w czasie irlandzkiej prezydencji (do końca czerwca). A to przez ambicje polityków z Parlamentu Europejskiego, którzy wykorzystują sytuację do zwiększenia wpływów tej instytucji.
Parlament rozpoczął batalię o swoją wersję budżetu w marcu, przyjmując specjalną rezolucję w tej sprawie. Przedstawił wówczas priorytety, od których spełnienia uzależnił zgodę na wieloletnie ramy finansowe. Po trzech miesiącach sytuacja niewiele się poprawiła.
Tym, co udało się wynegocjować irlandzkiej prezydencji, jest zapewnienie, że Rada znajdzie pieniądze na uregulowanie zaległych płatności z 2012 r. Nie będzie to kwota, jakiej domagała się Komisja (oraz Parlament), czyli 11,2 mld euro, lecz 7,3 mld euro. A był to jeden z podstawowych warunków PE, od którego uzależnione było rozpoczęcie negocjacji. Niemniej europosłowie odetchnęli z ulgą, dali zielone światło do rozmów i zaczęły się prace nad uzgadnianiem kolejnych programów operacyjnych. W ramach trialogu w poszczególnych komisjach negocjowane są m.in. Connecting Europe Facility, Horyzont 2020 czy wreszcie najważniejsza dla Polski polityka spójności. I choć prace są zaawansowane (choć bez konkluzji), to Konferencja Przewodniczących PE znów zagroziła Radzie.
Reklama
Tym razem przedstawiciele eurodeputowanych wskazali na cztery priorytety. Ponowili apel o wyasygnowanie 1,2 mld euro, wymaganych przez KE w projekcie budżetu korygującego (chodzi o to, by umożliwić wypłatę unijnych rachunków za rok bieżący). Zaapelowali także o wprowadzenie w nowym budżecie prawdziwej elastyczności zobowiązań i płatności, aby umożliwić korzystanie z pełnych kwot przewidzianych na lata 2014–2020. Poza tym zażądali obowiązkowej klauzuli rewizyjnej umożliwiającej dokonanie ponownej oceny potrzeb budżetowych w okresie wieloletnich ram finansowych i modyfikowanie ich w razie potrzeby. Ostatni z priorytetów dotyczy harmonogramu utworzenia „prawdziwego systemu zasobów własnych Unii Europejskiej”.
Paradoks polega na tym, że kraje członkowskie nie negują propozycji Parlamentu, nie są jedynie w pełni zgodne co do szczegółów ich realizacji. Przykładem jest postulat obowiązkowej rewizji budżetu – aby go wprowadzić, konieczne byłyby zmiany w traktatach. Poza tym jak na razie przedstawiono kilka wersji, które – według Rady – dają zbyt dalekie uprawnienia dla PE. – To już nie jest walka o budżet i o jego cele, ale gra o władzę pomiędzy instytucjami – komentuje przeciąganie liny między PE a Radą Konrad Szymański, eurodeputowany PiS. Zespół negocjatorów z ramienia Parlamentu chce za pomocą nacisków na kraje członkowskie wzmocnić pozycje europarlamentu, dając mu przywileje, których nie ma nawet w traktacie lizbońskim. Wykorzystując presję czasu, chce uzyskać gwarancje polityczne.
W efekcie szansa na to, że do zakończenia negocjacji dojdzie w czerwcu, są nikłe. Obowiązek trialogu spadnie na prezydencję litewską. Czy opóźnienie będzie miało negatywne skutki dla gospodarki UE? Jeżeli będzie niewielkie i prace zakończą się do końca roku, dramatu nie będzie. Jeśli jednak 2013 r. zakończy się bez porozumienia, sytuacja znacznie się skomplikuje – wówczas obowiązywać będzie prowizoryczny roczny budżet. A taki obrót sprawy znacznie utrudniłby realizację dużych, wieloletnich inwestycji.