Premier Czech Petr Neczas podał się wczoraj do dymisji, po tym jak 13 czerwca policja zatrzymała kilku wysoko postawionych urzędników. Konsekwencją afery mogą być przedterminowe wybory, które wygrałaby dziś lewica. Kryzys polityczny może też wpłynąć na stan gospodarki, ledwo odbijającej się od dna recesji.
Do aresztu pod zarzutami korupcji i nadużycia władzy trafiła najbliższa współpracowniczka Neczasa Jana Nagyova, a także m.in. były i obecny szef wywiadu wojskowego, eksminister i dwóch posłów. Policja zajęła 150 mln koron (25 mln zł) w gotówce i dziesiątki kilogramów złota. Ale ekonomiści niepokoją się o znacznie większe sumy związane z czeską gospodarką. W 2012 r. Praga wpadła w recesję, tracąc 1,3 proc. PKB.
– Rezultaty za I kw. 2013 r. są fatalne (-2,2 proc. r./r.), ale ich struktura daje nadzieję. Kluczowe wskaźniki związane z popytem albo wzrosły, albo przestały maleć – mówił agencji CzTK Martin Lobotka, analityk banku Czeska Sporzitelna, dodając, że obecny kwartał powinien przynieść wzrost PKB. Chaos polityczny mógłby to zniszczyć. Szczęściem wyniki giełdy w Pradze nie wskazują, by inwestorzy przejęli się aferą. Wczoraj indeks PX zakończył dzień na małym minusie (0,3 proc.).
Reklama
Trzy partie koalicji chcą pozostać u władzy; na następcę Neczasa jest typowany minister przemysłu Martin Kuba, który dziś spotka się z prezydentem Miloszem Zemanem. Nie można jednak wykluczyć przedterminowych wyborów. Wiele zależy od Zemana, który równie dobrze może powierzyć misję tworzenia rządu opozycjoniście lub kandydatowi technicznemu. Nowy rząd, niezależnie od tego, kto stanie na jego czele, i tak nie zdąży rozwinąć skrzydeł. Terminowo wybory muszą się bowiem odbyć najpóźniej w maju 2014 r. Zarówno rząd Kuby (lub innego kandydata koalicji), jak i rząd techniczny byłby więc gabinetem trwania, ewentualnie likwidacji skutków wiosennej powodzi, a nie zmian.
Rządząca dotychczas centroprawica będzie chciała zatrzeć złe wrażenie wywołane skandalem. To będzie trudne, o ile nie niemożliwe. Z symulacji przeprowadzonej w maju przez sondażownię CVVM wynika, że na opozycyjnych socjaldemokratów z CzSSD zamierza głosować 37 proc. wyborców, podczas gdy dwie główne partie koalicji cieszą się jednakowym, 14-proc. poparciem. Afera z pewnością przyniesie dalszy spadek popularności koalicji, naruszonej kontrowersyjnymi zmianami (podwyższenie VAT, zamrożenie inwestycji, obniżenie pensji w budżetówce w ramach naprawy finansów publicznych). CzSSD w najlepszym dla niej scenariuszu mogłaby więc nawet liczyć na samodzielne rządy.
– Po zwycięstwie skupimy się na zmianie niesprawiedliwego systemu podatkowego, aby poprawić dochody budżetu. Osoby najbogatsze w istocie ponoszą dziś znacznie mniejsze obciążenia podatkowe niż najbiedniejsi – mówił swego czasu DGP jeden z liderów CzSSD Milan Sztech. – Po pierwsze: koncentracja na stronie dochodowej budżetu. Po drugie: lepsze zarządzanie i walka z korupcją. Po trzecie: więcej inwestycji w infrastrukturę – podsumowywał.