Niedawno szeroko rozeszła się wiadomość, że w Niemczech urzędnik bankowy zrobił przez sen przelew na ponad 200 mln zamiast na kilkadziesiąt euro. Polecieli on i jego szefowa. Mniej mówiło się już u nas o wypadku z Austrii. Pracownik banku wiózł w bagażniku jakieś 100 tys. euro z jednego oddziału do drugiego. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że złapał gumę tuż przy moście, a chcąc wyciągnąć z bagażnika koło zapasowe, musiał rozładować paczki z pieniędzmi. Traf chciał, że położył je na stromym brzegu rzeki. Można się domyślić, co było dalej: banknoty utopione, a bankowiec zwolniony (ale pieniądze odzyskane).

Ostatnio w europejskiej bankowości byliśmy świadkami tak samo dziwnych, ale o wiele bardziej znaczących przypadków rezygnacji czy też utraty pracy (z prezesami nigdy nie wiadomo, czy odeszli sami, czy z czyjąś pomocą). W minionym tygodniu brytyjskich bankowców zszokowała zapowiedź odejścia prezesa Royal Bank of Scotland Stephena Hestera. Był to szok, bo Hester – jak pisze prasa na Wyspach – wykonał w RBS sporo dobrej roboty. Kierował jednym z największych brytyjskich banków, który jednocześnie w wyniku kryzysu stał się jednym z największych problemów. Może i nieźle mu szło, ale najwyraźniej nie potrafił dogadać się z właścicielem, a tak się składa, że jest nim… minister finansów (ponad 80 proc. akcji RBS należy do państwa). Niewielkim pocieszeniem dla Hestera może być to, że na wiadomość o jego odejściu akcje banku straciły ponad 4 proc.

W przypadku RBS możemy tylko dopatrywać się analogii z Polską i pocieszać, że z tej perspektywy nasze zmiany kadrowe w państwowych spółkach wyglądają jak coś zupełnie normalnego. Wróćmy jednak na kontynent – a konkretnie znów do Austrii, gdzie dzieją się rzeczy, które mogą mieć konkretne skutki również dla naszego rynku bankowego. Kilka tygodni temu ze stanowiska zrezygnował Herbert Stepic, prezes Raiffeisen Bank International, holdingu prowadzącego działalność w kilkunastu krajach Europy Środkowej, Wschodniej i Południowej (w Polsce poprzez Raiffeisen Polbank). Powód? Zainteresowanie rynkiem nieruchomości. Tyle że Stepic kupował je w specyficznych lokalizacjach, jak Serbia czy Singapur. I w specyficzny sposób – poprzez zapewniające anonimowość spółki zakładane z pomocą prywatnych bankierów, np. ze szwajcarskich banków. To wystarczyło, by sprawą zajęły się media, sam bank oraz austriacki nadzór finansowy. W tej sytuacji lepiej było odejść.

Co ta rezygnacja może oznaczać dla nas? Dzięki Stepicowi Raiffeisen stał się jednym z liderów bankowości w środkowej Europie. Teraz pojawiły się głosy, że bank zechce ograniczyć obecność w naszym regionie

Reklama